Moja praca zawodowa z podróżowaniem ma tyle wspólnego, że czasami muszę ruszyć w Polskę i przeszkolić jakąś firmę
z zagadnień tak fascynujących, jak certyfikacja drewna, papieru albo innego peletu. Żeby nie było to tak nudne, jak brzmi, jedziemy wtedy wspólnie z Marcisiem i zwiedzamy kawałek Polski, w którym dane nam było się znaleźć. Właśnie w ten sposób trafiliśmy w okolice Łodzi, co opisałam tutaj, oraz w Beskidy, co opisuję niniejszym.
Po szkoleniu pojechaliśmy do Brennej i osiedliliśmy się na 3 dni w cudownej drewnianej chatce Jaworówce, której poświęciłam osobny wpis.
Brenna leży w Beskidzie Śląskim. Pisząc o Jaworówce, określiłam ten rejon jako Podbeskidzie, sprawdzając uprzednio, że pojęcie Podbeskidzie to pojęcie sztuczne, potoczne, nie mające z geografią wiele wspólnego. Niemniej zdecydowałam się na jego użycie, być może niepotrzebnie. Więc jeszcze raz – Brenna leży w Beskidzie Śląskim i zaraz po Zawoi to najdłuższa wieś w naszym kraju. O czym przekonaliśmy się, kiedy nawigacja, po wpisaniu właściwiej ulicy, skierowała nas do Górek Wielkich, które wraz z Brenną
i Górkami Małymi tworzą jedną gminę. Zalecam ostrożność w poleganiu na nawigacjach udając się w te rejony.
Co robiliśmy w Brennej? Nie korzystaliśmy ze stoków, bo nie jeździmy na nartach, ale gdybyśmy jeździli, do wyboru mielibyśmy trzy:
- Świniorka
- Brenna WęgierSKI
- Po Starym Groniem
Gdyby nam się chciało pojeździć na łyżwach, też moglibyśmy to zrobić, ponieważ lodowisko również w Brennej jest. Nie biegaliśmy, bo spadł zbyt duży śnieg, ale ścieżka wzdłuż rzeki Brennicy wyglądała zachęcająco i w bezśnieżny i bezlodowy dzień na pewno byśmy z niej skorzystali.
Wobec tego, co robiliśmy zimą w Brennej? Zwyczajnie, poszliśmy w góry. Naszym celem był mierzący 1082 m.n.p.m. szczyt Trzy Kopce, wdrapaliśmy się jednak na Trzy Kopce Wiślańskie, a to robi różnicę!;) Mimo wszystko, nie licząc wędrówki na norweski Kierag (o której można przeczytać tutaj), była to najbardziej malownicza górska wycieczka w moim życiu.
Trasa nie jest zbyt wymagająca, spokojnie wzięlibyśmy ze sobą dzieciaki w wieku 12 i 9 lat, choć pot na plecach wystąpił. Szlakiem zielonym z Brennej – Leśnicy na szczyt powinno się dotrzeć w 1,10 h.
Na szczycie Trzech Kopców Wiślańskich funkcjonuje malutkie schronienie dla wędrowców, o wdzięcznej nazwie Telesforówka. To zwykły barak, ze starym, małym piecykiem w środku, w którym można zjeść domowy bigos lub ciasto i napić się grzanego piwa lub herbaty. Można też kupić kozie mleko, ser lub twaróg i jajka. Lubię takie miejsca, które są li i tylko tym, po co zostały stworzone – schronieniem, zadaszonym miejscem, gdzie można odpocząć i zjeść małe co nieco. Żadnych cudów, tylko tyle i aż tyle, żeby uświadomić sobie, że tak naprawdę niewiele potrzeba do szczęścia – właściwi ludzie wokół, piękne góry i grzane piwo
w zmarzniętych rękach.
Ważnym aspektem każdej, dłuższej czy krótszej podróży, jest jedzenie. Obydwoje lubimy próbować nowych smaków i znaleźliśmy je również w Brennej. Polecam spróbować brennickiego flamkucha w restauracyjce Savana. W mojej interpretacji flamkuch to pizza po polsku – cienkie ciasto chlebowe, a na nim boczek, cebula, czosnek i ser. Proste i pożywne.
Kolejnym miejscem godnym polecenia jest Stara Karczma. Menu nie jest szczególnie wyszukane -można tu zjeść schabowego, flaki, żurek i wszelkie wariacje na temat placków ziemniaczanych, co mi osobiście bardzo odpowiadało. Jednak bardziej od menu zaciekawia historia Starej Karczmy, która niegdyś była zwykłym, drewnianym domem mieszkalnym, popadającym w ruinę
i przeznaczonym do rozbiórki. Obecni właściciele wykupili chatę i przenieśli ją belka po belce w obecne miejsca, nadając jej tym samym drugie życie. Lubimy takie historie.
Dla nas Brenna jest akuratnym miejscem na spędzeniu kilku dni, czy to we dwoje, czy z dziećmi. Atrakcji jest nie za dużo, na tyle dużo jednak, żeby było co robić, ale żeby wciąż zostało miejsce na twórcze poszukiwania i nie poleganie wyłącznie na gotowych rozwiązaniach. To jedna z tych miejscowości, która nie osacza, nie przytłacza, jest dyskretna i przytulna. Miejsce, w którym można poczuć ducha niewysokich, lecz wciąż gór. Być może wrócimy tu latem, tym razem kamperem, na jeden z licznych kempingów.
… a te flamkuchen robi najlepsza kucharka w brennej , p. marysia.
Ciekawy wpis. Cieszymy się, że Brenna się spodobała. Następnym razem zachęcam do odwiedzenia Koziej Zagrody i Chlebowej Chaty. Warto. Pozdrawiam.
Być może już latem:)