Kilka lat temu byłam orędowniczką poglądu, że wakacje bez wyprawy nad polskie morze to wakacje stracone. W tym roku, po dwóch pobytach we Władysławowie w szczycie sezonu zmieniam zdanie – w lipcu i w sierpniu lepiej trzymać się jak najdalej od rozparcelowanych parawanami bałtyckich plaż i tzw. “wypoczynkowych” miejscowości.
Do tej pory jeździliśmy w bliższe zachodniej Polsce nadmorskie rejony, czyli do Dziwnowa, Dziwnówka, Niechorza. Tam, w porównaniu ze wschodnimi krańcami wybrzeża, jest w miarę ok. Mniejsze miejscowości, mniej ludzi. W tym roku z powodów pozawypoczynkowych dwukrotnie poniosło nas do Władysławowa, raz przez koncert Guns n’Roses w Gdańsku, drugi raz przez mój urodzinowy skok spadochronowy w Jastarni. O ile koncert i skok były czaderskie, o tyle Władysławowo na zawsze znika z naszej mapy miejsc, do której z jakichś powodów warto wrócić.
[button link=”http://www.dreamsonwheels.pl/stare-dobre-polskie-nadmorze-dziwnowek-7-9-czerwca-2013/” newwindow=”yes”] Dlaczego w Dziwnówku jest lepiej?[/button]
Po pierwsze, ludzie
Sytuacja społeczno-polityczna w Polsce sprawiła, że mniej we mnie tolerancji dla Polaków. Zachowania, na które do tej pory nie zwracałam uwagi albo które tłumaczyłam taką, a nie inną sytuacją społeczno-ekonomiczną zaczęły drażnić, bo przekładają się bezpośrednio na wybory polityczne i poglądy, dla których nie ma akceptacji. Rasizm, nacjonalizm, regulowanie prywatnych wyborów, takich jak aborcja, prawem, wzbranianie się przed pomocą uchodźcom jak przed dżumą, akty agresji wobec tego, czego się nie zna i nie rozumie. I kościół, pseudo wiara, która włazi z butami na ogródki. Takiej Polski i takich Polaków nie lubię. Niestety, nad polskim morzem Polaków „lepszego sortu” jest najwięcej. Nie trzeba mieć transparentu, żeby poznać, kto jakie ma poglądy, bo wszystko zaczyna się od małych rzeczy, choćby od koszulki z orłem.
Nad morzem widać, co nam się chce robić, a czego nie. Że generalnie więcej nam się nie chce niż chce i tacy jesteśmy nieaktywni fizycznie. Mam teorię, że na urlop nad morzem jeżdżą leniwi turyści albo ci z małymi dziećmi, bo zdaje im się, że tu mniej trzeba będzie się nimi zajmować. Bo najbardziej na świecie nie chce nam się zająć własnymi dziećmi.
Rodzinne wakacje
Strasznie wkurzają mnie rodzice, którym przeszkadzają ich własne dzieci. Warczą, krzyczą, że się but odpiął, że za szybko biegnie, za wolno idzie, za mało je, za dużo je. Szarpią. Odganiają.
Jedna z celebrytek, matka trójki dzieci, powiedziała, że wakacje z dziećmi to nie są wakacje. Zalała ją fala krytyki, a przecież to święta prawda. Urlop z dziećmi jest pracą od rana do wieczora, którą trzeba wykonać, skoro powołało się na świat tego małego człowieka. To nie jego wina, za to obowiązek rodzica, żeby je wychować we względnej szczęśliwości, zwłaszcza na wakacjach.
Muzyczne ciągoty
Polacy na wakacjach robią się bardzo umuzykalnieni. Lubią puścić sobie disco polo w samochodowych radyjkach i raczyć tym cały kemping. Albo radio zet, bo kto nie lubi radia zet i jego podekscytowanych prezenterów?
Odpoczynek bez buczącego odbiornika radiowego nie jest odpoczynkiem. Przecież nie będę ze starą/starym gadał, bo o czym?
Buce
Skąd u nas tyle tych pseudo twardzieli w starych samochodach, najlepiej bmw albo audi po Niemcu? Tych straganów z odzieżą ze znakiem Polski Walczącej, orłem i husarskimi motywami? Niedobre zjawisko, zataczające coraz większe kręgi.
I wszędzie twarze zmęczone, zrezygnowane i złe… A przecież to wakacje.
Po drugie, pogoda
To ruletka. W jakiejś części nam to nie przeszkadzało, bo nie dla plażowania przyjechaliśmy. Mieliśmy plan biegowy do zrobienia, więc cieszyły nas niskie temperatury. Poza bieganiem jednak nie bardzo mieliśmy co ze sobą zrobić. Codzienne spacery do “centrum” Władysławowa odbywaliśmy bardziej z konieczności niż chęci szczerej. Plaża z przyczyn pogodowych odpadała.
Całe szczęście byliśmy tylko we dwoje i jakoś sobie radziliśmy, współczułam jednak rodzinom z dziećmi. Przyjechali na plażę, a tu z plaży nici, trzeba się szlajać z dzieciarnią po straganach. Frustracja rodziców wyciekała zewsząd, udzielając się też dzieciom. Pokrzykiwania, popychania, irytacja i wrzask dzieciaków – oto obraz większości polskich rodzin nad morzem, gdy nie ma pogody. A nawet, kiedy jest.
Najlepszym komentarzem wakacji nad Bałtykiem jest zdanie jednej z nastolatek zasłyszane na plaży, kiedy otulona w ręcznik wysyczała: “Ale w przyszłym roku to może tatuś coś nad jakimś CIEPŁYM morzem znajdzie, bo ja tu już nigdy nie przyjadę”.
Mieliśmy dużo czasu, analizowaliśmy więc, co tu nie poszło. Przypuszczalnie, błąd leży głęboko w świadomości Polaków, kojarzących morze ze słońcem i opalaniem. Nikt nie ogarnął, że to jednak umiarkowana szerokość geograficzna i częściej będzie zimno niż ciepło. I poszło – dmuchane kółka, materace, lody, a w końcu parawany, bo trochę zawiewa. Skarpetki do japonek i wiatrówka z chińskiego, bo zimno, a miało być ciepło.
A wystarczyłoby uświadomić sobie, że to nasze dobro narodowe, Bałtyk wspaniały, nie jest ciepłym morzem. Wszystkie dni, kiedy można smażyć się na plaży i zażywać kąpieli niczym mors, trzeba traktować jak bonus i wymyśleć, co robić w pozostałe, jeśli już koniecznie nad ten Bałtyk nas ciągnie. No właśnie, co robić?
Infrastruktura poza plażą
1.
Na pewno nie wysyłać tu dzieci na kolonię, chyba że chcemy, żeby codziennie szły wydawać naszą kasą na straganach, a potem rzucały się balonami z wodą na balkonach. Jest dużo lepszych kolonii w innych częściach kraju, gdzie dzieciaki faktycznie robią coś fajnego.
2.
Nie jeść bałtyckiej ryby, szczególnie flądry, bo to trucizna. Sytuacja bałtyckich ryb, całego ekosystemu zresztą i zagrożeń, jakie zatopione są w Bałtyku świetnie opisana jest na blogu: http://krytykakulinarna.com/zanieczyszczenie-baltyku/
Wszyscy miłośnicy nadmorskich wypraw powinni przeczytać. Za pięknym widokiem z klifów kryje się tykająca bomba.
3.
Można pojechać rowerem na Hel i lawirować na ścieżce między tłumem turystów. Ale przynajmniej jest ścieżka, poza tym to malownicza wycieczka, więc warto, choć raz, dotrzeć aż na sam koniec Polski, czyli do Helu i zjeść śledzika albo zupę rybną w knajpie Maszoperia – pycha!
Generalnie, wyprawa na Hel przy okazji pobytu we Władysławowie jest koniecznością. Gdyby nie fakt, że nie podobają nam się ciasne helskie kempingi, osiedlilibyśmy się tam. Hel jest fajny, choć męczy sezonowym napływem warszawskiej młodzieży. Kuźnica, Jastarnia, Hel – naprawdę ładne, malownicze wioski, z dobrymi knajpami i ludźmi, którym się coś chce robić, surfować, kite’ować, jeździć na rowerze, biegać, skakać ze spadochronem, cokolwiek. Inny klimat tu panuje.
4.
Można pojechać w głąb lądu, w Kaszuby. Wiejskimi drogami wytyczono kilka fajnych tras rowerowych. Jednak żeby do nich dotrzeć, trzeba wydostać się z Władysławowa, poszperać w internecie, znaleźć mapę. Chyba mało kto to robi, bo widzieliśmy tylko jedną parę rowerzystów, a znak z namalowaną trasą dopiero 10 kilometrów w głąb lądu. A szkoda, bo to urokliwy zakątek kraju. Znaleźliśmy gdzieś w lesie kilka takich miejsc, przecudnych domków, w których chciało by się zaszyć.
Dla ułatwienia, kilka tras znajdziecie pod linkiem:
http://www.wladyslawowo.info.pl/atrakcje/15/rowery
5.
Można pobiegać na stadionie w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie, otwartym dla wszystkich. Cetniewo to mocna strona Władysławowa. Ale biegają tylko pojedyncze jednostki, bo kto przyjeżdża nad morze biegać. Można też iść na basen kryty, pograć w tenisa. Generalnie, można uprawiać sport, dzięki ośrodkowi w Cetniewie właśnie. Ale prawie nikt, poza sportowcami na obozach, tego nie robi.
6.
Można chodzić na spacery brzegiem morza, oczywiście. Bo samo Władysławowo jest nieładne. Nie ma nic wspólnego z nadmorskimi miasteczkami w Chorwacji, Włoszech czy Grecji. W naszym kraju, kiedy zejdziesz z plaży, od razu jest byle jak. Zwyczajnie. Jak wszędzie.
Brzydkie budy z dykty, nijakie domy pomalowane na zaskakujące kolory. Brak spójnego planu zagospodarowania rzuca się w oczy i psuje.
A mogłoby być ładnie.
We Władysławowie jest jedna uliczka, rozpoczynająca się od domu generała Hallera, przy której ostały się stare nadmorskie wille. Śliczne. Jedna jest właśnie remontowana, inna czeka na kupca. Jest też ładny, ale zaniedbany park. I całkiem obiecująca brama portowa. Pewnie tu i tam poukrywane są inne perełki.
Gdyby na samym początku “rozwoju turystycznego” po wojnie, zanim zbudowano te obrzydliwe domy w kształcie prostopadłościanów z dobudówkami, ktoś popatrzył na miasteczko wizjonerskim okiem i wprowadził odważne przepisy zakazujące brzydoty, byłoby tu naprawdę pięknie. Jak w międzywojniu. Ale jest jak jest, jak wszędzie.
Po trzecie, widoki
Wakacje nad Bałtykiem mają jednak dobrą stronę. Jest nią morze po horyzont i zachodzące słońce. Stojąc kamperem tuż przy klifie, nasycaliśmy się do woli, zapominając o wszystkim wokół.