Hotel Antmare
Piękny, butikowy hotel w stylu modern Bizancjum. Położony nad małą zatoczką przypominającej niebieskie jezioro i brak otwartego morza to jedyne malusie rozczarowanie.
Hotel położony jest 3 km od starego miasta Alaçati i tuż przy porcie. Prywatna plaża, o której można przeczytać w opisie hotelu, to skrawek placyku wysypanego piaskiem i zejście do morza po drabince. Nam w listopadzie więcej nie trzeba było, jednak szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie wypoczywać tu w sezonie.
Listopad nie jest miesiącem, kiedy hotele w typowo plażowych miejscowościach mają pełne obłożenie. Wręcz przeciwnie, tylko nieliczne pozostają otwarte. Dlatego jest to idealny czas dla dzikusów, dla których więcej niż czworo ludzi to już tłum. Właściciel obiektu był bardzo zdziwiony, kiedy na jego przepraszające wyjaśnienia, że jest poza sezonem, dlatego nie ma imprez, ludzi
i woda w basenie nie podgrzana odpowiedzieliśmy, że właśnie o to nam chodziło.
Udogodnienia:
– baseny: jeden wewnętrzny i dwa zewnętrzne;
– hamam – początkowo nie rozumiałam, o co chodzi – ni to sauna, ni to ciepła łazienka. Do czasu, jak położyłam się na rozgrzanym marmurze i Marcin zaczął polewać mnie ciepłą wodą. Trzy razy Orfeusz zabierał mnie ze sobą i z trudem oddawał. Jedne z piękniejszych drzemek w życiu. Aż mi się nos nie zatkał i trzeba było wstać;
– sauna fińska – 80 stopni, obok basen z zimną wodą;
– stół do masażu za kotarami + oliwki + kadzidła + rozgrzane kamienie;
– dobrze wyposażona sala fitness z bieżniami i telewizorem nadającym wyzywające jak na dominującą w Turcji religię teledyski.
Niewątpliwym atutem hotelu jest jego nieustannie uśmiechnięty uśmiechem nr 10 właściciel, dbający o gości jak gospodarz
w swoim własnym domu – na początku oprowadził nas po całym hotelu podkreślając kilka razy, że wszystko jest do naszej dyspozycji i przychodził podczas śniadania, dopytując, czy wszystko dobrze i czy czegoś potrzebujemy. Fajnie jest czuć się jak gość honorowy, kupił nas bez dwóch zdań. Pokazał nam też oszklony ogród zimowy z widokiem na zatoczkę, który zgodnie z zapewnieniami, że wszystko jest do naszej dyspozycji, przywłaszczyliśmy na dwa wieczory.
Cała nasza czwórka była zachwycona hotelem Antmare. Jednak zgodnie przyznaliśmy, że tak samo, jak byliśmy nim zachwyceni
w listopadzie, bylibyśmy rozczarowani w sezonie, kiedy człowiek leży na człowieku, a impreza goni imprezę. Jak nie raz powtarzałam – wszystko to rzecz gustu. Bo nie to fajne to, co fajne, ale to, co się komu podoba.