Och, lubię. Rozmaczać się i rozpuszczać. To dla mnie relaks stopnia najwyższego. Woda mnie czyści w sensie dosłownym i przenośnym. Cierpiałam, gdy nie mieliśmy wanny.
Kiedy podróżujemy do miejsc, gdzie można skorzystać z wodnych dobrodziejstw, dwa razy się nie zastanawiamy.
Kiedy byliśmy w Japonii, poszliśmy do onsenu. To były moje 30. urodziny. Padał deszcz, a my siedzieliśmy we dwoje w kamiennej wannie z gorącą wodą pośród japońskiego ogrodu. Tylko tyle i aż tyle. Jezu, jakie to było wspaniałe.
Innym razem byliśmy we Włoszech, w Toskanii. Był 1 stycznia. Pojechaliśmy w góry, gdzie w lesie skrywały się kaskadowe wodospady z termalnymi basenikami. Zupełnie dzikie, zupełnie darmowe. Wleźliśmy tam i razem z innymi po prostu siedzieliśmy, okładając się leczniczym błockiem. Było bosko.
Wodnych przyjemności można też doświadczyć bliżej, na przykład w Niemczech. Bardzo lubimy jeździć do Burga, niemieckiego miasteczka w Brandenburgii, gdzie znajduje się nowoczesny kompleks z kilkoma solankowymi basenami o różnej temperaturze, saunami i tężnią. Na ścianie wisi rozpiska, jaka kolejność namaczania będzie najbardziej korzystna. Oczywiście można też po swojemu. Po 2-godzinnej sesji człowiek jest uspokojony i wyciszony.
Można też pojechać „do wód” i nie zamoczyć się wcale. Na przykład w najpiękniejszej miejscowości uzdrowiskowej, jaką do tej pory widziałam – Baile Herculane w Rumunii. Byliśmy tam kilka lat temu i mam nadzieję, że coś się od tamtego czasu zmieniło. Przecudnie położone, wciśnięte między góry miasteczko wyglądało wtedy jak miasto duchów. Naprawdę chciało się płakać, patrząc na przepiękne budynki popadające w ruinę. Tylko lecznicza woda nic sobie z tego nie robi i wciąż wybija to tu, to tam.
Mieliśmy też okazję zaliczyć wizytę w chyba najsławniejszej miejscowości z termalnymi basenami w tej części Europy – węgierskim Hajduszoboszlo. Tu jednak człowiek boleśnie sobie uświadamia, że takich jak on miłośników moczenia się w ciepełku jest bardzo, bardzo, bardzo dużo.
UZDROWISKA W POLSCE
Jeśli chodzi o nasz kraj, jest w czym wybierać. Mamy w Polsce 45 uzdrowisk. Wszystkie miejscowości ze słówkiem “Zdrój” w nazwie posiadają uzdrowiskowe bogactwo w postaci wody termalnej, mineralnej oraz warunków klimatycznych, pozytywnie wpływających na zdrowie. Przeciętny obywatel skorzysta z nich w stopniu minimalnym, czyli napije się wody z kubeczka. Co niektórzy skorzystają bardziej, bo wodną kurację przepisze im lekarz.
Jednak z uzdrowiskowych dóbr może skorzystać każdy z nas. Nie ze wszystkich zabiegów, ale w większości przypadków wystarczy sprawdzić w internecie, co oferuje dany “zdrój”, zadzwonić, umówić się i przyjechać.
Dawno temu “do wód” jeździli wielcy przywódcy, królowie, ich żony i arystokracja. Uzdrowiskowe wojaże były turystyką ekskluzywną. Notabene, to właśnie one były zalążkiem turystyki w dzisiejszym rozumieniu.
Dziś w Polsce uzdrowiska kojarzą się z emeryckimi sanatoriami i lekko podupadłymi kurortami. Są kurorty funkcjonujące lepiej, i te, które radzą sobie gorzej. Jakiś czas temu odwiedziliśmy Kudowę-Zdrój, Polanicę-Zdrój, Świeradów-Zdrój, lecz dopiero teraz skorzystaliśmy z czegoś więcej niż tylko woda w kubeczku. A stało się w Lądku-Zdroju.
KIEDYŚ I TERAZ…
Moi Dziadkowie wspominali ostatnio lata świetności uzdrowisk – Jeleniej Góry, Świeradowa, Polanicy, Kudowy, gdzie swego często bywali często. W domu mają kilka porcelanowym dzbanuszków do picia wody, bo nie było wtedy, całe szczęście, plastikowych kubeczków.
W pięknych domach zdrojowych urządzane były potańcówki i koncerty. Teraz bardzo ładny dom zdrojowy w Kudowie stoi pusty, aż żal serce ściska, a w Świeradowie w głównej sali rozstawiono wielkie szachy i bramki strzegące wejścia do pijalni wód.
Za to Polanica i Lądek kwitną.
Kurortowe sanatoria leczą wodą, a konkretnie minerałami w niej zawartymi. Każde się w czymś specjalizuje – Lądek na przykład w chorobach reumatoidalnych, kostno-stawowych, ale lądkowa siarkowa woda pomaga również na choroby skórne i inne schorzenia.
Oferowane zabiegi to kąpiele, masaże, zabiegi kosmetyczne i oczywiście kuracja pitna. Warunkiem podstawowym, aby kuracja mineralna zadziałała, jest jej powtarzalność. Stąd właśnie idea turnusów. My byliśmy tylko na dwóch kąpielach i odczuliśmy pozytywne skutki namoczenia siarką. Nadwyrężony kręgosłup przestał boleć.
ODCZAROWAĆ UZDROWISKA!
Zastanawiam się, dlaczego kuracje mineralne przepisuje się dopiero ludziom w pewnym szlachetnym wieku. Dlaczego nie są szeroko promowane wśród młodszych – jako regeneracja dla sportowców, odstresowanie dla przepracowanych, ratunek dla znerwicowanych, lekarstwo na trądzik? Czy to nie ciut za późno wysyłać ludzi na kuracje “do wód”, gdy schorzenie wesoło hula w organizmie i dopiero wtedy, gdy tabletki nie działają?
A gdyby tak zamiast tabletki na ból kręgosłupa pojechać na tydzień do Lądka albo innych wód? No dobra, choć na jeden dzień.
Uzdrowiska mogą być naszą odsieczą przed chorobami cywilizacyjnymi, przed skutkami wyniszczającej pracy siedzącej. Jak tylko trochę poszperacie w internecie, okaże się, że macie jakieś całkiem blisko.
KOSZTY
Pominę tutaj systemowe rozwiązania w NFZ, bo nie wiem, co trzeba zrobić, żeby dostać refundowane skierowanie do sanatorium, ale mam szczątkowe informacje od znajomych, że da się.
My byliśmy w Lądku na własny koszt. Zapisaliśmy się na:
- kąpiel w pięknym basenie – 24 zł/os.
- kąpiel perełkową w marmurowej wannie – 22 zł/os.
Co daje 92 zł za 2 zabiegi dla dwóch osób. Nie tak źle.
Sytuacja przedstawia się jeszcze lepiej, jeśli spojrzymy na ceny całych pakietów. Za tydzień z pełnym wyżywieniem, zakwaterowaniem w jednym z hoteli, 17 zabiegów leczniczych, opiekę pielęgniarską i lekarską i oczywiście kurację pitną bez limitu trzeba zapłacić od 840 do 1540 zł (cena różni się w zależności od hotelu).
LĄDEK ZDRÓJ
Część uzdrowiskowa miasteczka jest w porządku. Składa się na nią odnowiony i zadbany park, bardzo ładny budynek Zdroju Wojciech, klimatyczna kawiarnia wiedeńska Albrechtshalle i zespół innych budynków sanatoryjnych oraz hoteli. Tu i ówdzie wiszą plakaty informujące o wieczornych koncertach. Im dalej, tym gorzej niestety. Odnowiony ryneczek ział pustką, a był 15 sierpnia, czyli dzień wolny. Na rynku jedna pizzeria z drącym się radiem, jedna artystyczna kawiarnia (plus za to). Oprócz tego lumpeksy, lombardy i sklep z częściami samochodowymi.
Przez Lądek płynie strumyk, tworząc urokliwe miejsca do rozstawienia stoliczków, napicia się kawy, czy piwa. Jednak takich miejsc nie ma. Kuracjusz w Lądku skazany jest na swój hotel. Chyba, że nie jest aż tak chory i ma auto, wtedy może powędrować po górach, więc super. Gorzej zimą i głęboką jesienią.
Choć teraz, gdy piszę ten wpis i patrzę na stertę książek czekających na przeczytanie, chętnie bym się do takiego pozbawionego atrakcji Lądka wybrała. Zażywałabym uzdrowiskowych kąpieli, czytała i pisała.
Może nie zawsze trzeba „coś robić”. Może czasem fajnie jest porobić nic konkretnego, a w międzyczasie pomoczyć się w zdrowej wodzie. Tylko i aż tyle.