Zawsze marzyłam, żeby mieć takie miejsce, do którego się ucieka i w którym człowiek czuje się trochę jak u siebie, a trochę jak na wakacjach. Gdzie ma się ulubione ławki, skwery, rytuały, sklepy i kawiarnie. Takie miejsce, gdzie kiedy tylko masz ochotę, możesz iść morze. Tym miejscem dla nas okazał się Kołobrzeg, gdzie w zeszłym roku kupiliśmy mieszkanie pod wakacyjny wynajem. I gdy tylko nie jest wynajęte, staje się naszą ucieczką przed stresem, koronawirusem, kwarantanną, ludźmi, rutyną. Naszą samotnią w czwórkę, dwójkę lub zupełnie pojedynczo. Tym razem w czwórkę.
Sytuacja z koronawirusem, a przede wszystkim zakaz przemieszczenia się dał nam popalić. W normalnej rzeczywistości wiosna to czas, gdy zaczynamy jeździć, planować, wyskakiwać na weekend, a tu nagle nic z tego. Dlatego jak tylko można było oficjalnie ruszyć się z domu, spakowaliśmy wszystkie kompy i razem ze zdalną szkołą i pracą pojechaliśmy do Kołobrzegu.
Jest to pewne uprzywilejowanie, gdy codziennie możesz widzieć morze, taka kuracja dla duszy. Dodatkowo, jak tu nie iść na spacer, kiedy obok plaża długa i szeroka? Zrobienie 10 tysięcy kroków w takich okolicznościach nie jest żadnym problemem, po prostu idziesz na spacer, wiadomo gdzie. Również bieganie jawi się jako rodzaj osobliwej przyjemności, gdy biegniesz po równej ścieżce i w każdej chwili możesz zboczyć na plażę.
Mieliśmy określony porządek dnia – do popołudnia praca i szkoła, potem aktywności, potem filmy na Netflixie. Tak można żyć.
Kilka lat temu Marcin wymyślił, że na każdym wyjeździe robimy konkurs fotograficzny i codziennie lub na koniec wyjazdu wybieramy zwycięzcę. Tym razem poszliśmy krok dalej – każdy miał nagrać krótki filmik.
Marcin miał ujęcia z drona, z gopro i telefonu, w dodatku ostatnio wkręcił się w montaż filmików w profesjonalnym programie, był więc predystynowany do zwycięstwa, tak nam się przynajmniej wydawało. Nie doceniliśmy jednak tiktokowych i snapowych umiejętności dziewczyn. Konkurs wygrała Madzia, po piętach deptała jej Goha. Od tamtej pory zaprzestaliśmy rzucać kalumnie na dzisiejszą młodzież w nosach w telefonach. Bo jeśli tylko im się zachce albo zmusi ich ojciec, na tych telefonach potrafią stworzyć całkiem niezłe dzieła.