Urodziny to dla mnie najpiękniejszy czas w roku, bo mogę sobie bezkarnie gwiazdorzyć. Zawsze wtedy staramy się robić coś fajnego albo być w nowym miejscu. W tym roku Marcin zrobił mi mega niespodziankę, bo do ostatniej chwili nie wiedziałam, gdzie jedziemy.
Najlepsze było to, że pierwszy raz w historii naszych podróży nie musiałam nawet kiwnąć palcem, żeby ogarnąć logistykę, noclegi i marszrutę. To naprawdę komfortowe uczucie być wiezioną w siną dal, bez strachu, że będzie słabo, bo całe szczęście Marcio ogarnia w turystykę.
Oba miasta trafiły do mojego serca. Jestem mało obiektywna, bo jak wiadomo wspomnienia buduje się na emocjach, a nie obiektywnych prawdach, a ja przeżyłam wyłącznie miłe chwile. Niemniej jednak, to nie są stolice, które można sobie po prostu ominąć. Zwłaszcza, jeśli mieszkamy w Europie środkowo-wschodniej i mamy mniej lub bardziej uświadomiony kompleks, że to trochę gorsza część kontynentu niż zachód. O ile poza turystycznym centrum Bratysławy to wrażenie pozostanie, to już w Budapeszcie zniknie zupełnie.
Where the heck is Bratysława?!
Bratysława, wzięta z zaskoczenia, po omacku, bez przewodnika i wcześniejszego researchu po podróżniczych blogach, zdaje się być swojska, kompaktowa i rozwijająca się. Wszystko się tu zgadza – jest zamek, jest Dunaj, jest stare miasto i jest twórcza atmosfera, sprawiająca, że miasto żyje i że się chce w nim być.
Zapraszam na krótką wycieczkę naszymi śladami – oto 5 rzeczy, które polecam zrobić w słowackiej stolicy.
- Weź ślub w barokowych ogrodach zamkowych.
Zachwycił mnie położony na wzgórzu zamek i zamkowe ogrody barokowe. Rozpościera się stąd widok na Dunaj i Bratysławę. Park wokół zamku jest w trakcie rewitalizacji, ale już teraz jest przyjemnym miejscem na spacer o zachodzie słońca.
Barokowe ogrody są bardzo eleganckie i symetryczne, uporządkowane. Mój umysł był spokojny i szczęśliwy. Sam zamek robi wrażenie monumentalnego i jest jednym z ładniejszych, jakie widziałam. Dobre miejsce na ślub z weselem na sto osób.
2. Kup koszulkę w sklepie Kompot.
W sklepie Kompot kupiliśmy fajne koszulki i maseczkę polskiego projektu widoczną na zdjęciu powyżej, ale można też tam nabyć ekstra ciuchy rowerowe w stylu retro.
3. Wypij drinka na starym mieście.
Podobało nam się stare miasto pełne barów i knajpek, w których nie zasiedliśmy. Zdaje się, że można tu całkiem przyjemnie poimprezować wieczorem. Jest też kilka miejsc bardzo dizajnerskich i modnych, gdzie można zrobić duuużo pinterestowych i instagramowych fotek.
4. Przejdź się wzdłuż Dunaju.
Albo lepiej – idź z winem na drugą stronę rzeki, bo tam nie ma kamiennych murków, siądź sobie na trawce i się delektuj widokiem na Bratysławę.
5. Wynajmij mieszkanko z balkonikiem i Fridą.
Och, jak mi się tam podobało! Nie tylko dlatego, że biało wino wchodziło wybornie. A może właśnie dlatego, że taki panował tam czaderski klimat to wino tak smakowało. Nieistotne. Istotne jest to, że mieszkanie było ekstra, balkon genialny, a flaming przy szafce nocnej odzwierciedlał mój stan, gdy się kładłam spać.
Mieszkanie nazywa się Frida apartman, a jeśli zarejestrujecie się na Airbnb poprzez kliknięcie w poniższy link, dostaniecie 75 zł na rezerwację, a ja 50 zł i będziemy wszyscy zadowoleni.
https://www.airbnb.pl/c/judytal2?referral_share_id=4d3c1d5e-05f3-4b19-bacd-6e02043cd1be
Zwiedzanie Bratysławy zajęło nam cztery godziny. Może kiedyś zwolnimy, naprawdę chciałabym, żebyśmy umieli kiedyś zwolnić i pić kawę w kawiarni przez dwie godziny. A potem posiedzieć nad Dunajem przez kolejne dwie. A potem pójść do knajpki na starym mieście i znów dwie godziny przy drinku. Na chwilę obecną jednak, zwiedzanie Bratysławy zajęło nam ni mniej ni więcej cztery godziny i teraz oczywiście żałuję, że nie poszliśmy na tego drinka… I na sernik do cukierni „Pollito cheesecake”.
Budafcknpeszt
Budapeszt to inna bajka. To jest wielkomiejskość, którą kocham. Jestem bardzo wiejska, mieszkamy na wsi, uwielbiam wszystko tutaj, oprócz komarów i much, ale duże miasta dają mi inny rodzaj przyjemności. W nich czuję, że mam w sobie mnóstwo energii, że mi się chce i że tu można wszystko. To słodkie-gorzkie emocje, bo wtedy też widzę dobitnie, że skopałam sprawę ze studiami, zostając w naszej zielonej dziurze, a mogłam to wszystko przeżyć, studencką wielkomiejskość na własnej skórze, tymczasem…
Tymczasem uwielbiam się szlajać po fajnych miastach, do bólu, dosłownie, do nóg w dupie. I Marcio chyba też tak ma, nie znamy umiaru. Jak się wypuścimy w takie miasto, to wracamy nocą i nie mamy siły na seks i inne pieprzoty, jak to Maria Peszek śpiewała. Tak też nie można, musimy nauczyć – smakowania z umiarem, odpoczywania. Nic nam przecież nie ucieknie, Budapeszt będzie jeszcze przez wieki stał jak stoi.
A stoi pięknie. Parlament, góra Gellerta, zamek, pałace, kamienice i wijący się Dunaj pomiędzy Budą i Pesztem. Mimo monumentalności, wszystkie te dzieła architektury są bardzo przyjazne, dostępne zwykłemu człowiekowi. Wokół parlamentu na ławkach i bulwarach spotykają się ludzie, piją piwo albo wino tuż obok strażników, siedząc niemal na parlamentarnych schodach. Nadbrzeżna arteria dzieląca Dunaj od parlamentu jest zamykana dla ruchu samochodowego na weekend, dzięki czemu przemienia się w ekstra promenadę biegowo-rolkowo-rowerową. To jest naprawdę wspaniałe, bardzo „do ludzi”, i tak powinno być. Miasto, nawet takie, jak Budapeszt – całe jak muzeum, powinno być dla mieszkańców, nie dla siebie samego. Musi być do korzystania.
Budapeszt jest bardzo do korzystania. Dużo w nim parków i skwerków w których, znów, więcej można niż nie można. Można chodzić po trawie, rozłożyć na niej koc i otworzyć wino. Można jeździć na deskorolce poza strefą wyznaczoną, choć skatepark też niczego sobie. Można usiąść pod parlamentem, zjeść urodzinową kolację i otworzyć wino ze swoim chłopakiem.
Nie tylko o wolność do picia wina mi chodzi, jednak to jeden z czynników sprawiających, że się człowiek czuje dobrze, bo mu się nie zakazuje. Zdaję sobie sprawę, że mowa o Budapeszcie, stolicy Węgier, kraju Orbana, ale byliśmy tu tylko turystami i z tej perspektywy patrzyliśmy.
Jak zazwyczaj w dużych nowych miastach, najlepiej po prostu iść. Skręcić tam, gdzie się wydaje ładniej, gdzie coś kusi. Ale czasem warto też wejść na sprawdzonego bloga, dzięki któremu odkryjemy coś, czego nie widać tak od razu. Na przykład dzielnicę żydowską, jej bary, podwórza i murale. (https://zaleznawpodrozy.pl/2017/07/15/budapeszt-co-zobaczyc-dzielnica-zydowska/)
Oto 10 rzeczy, które polecamy zrobić w Budapeszcie:
- Odwiedź ruin pubs.
Pierwszy raz spotkałam się z ideą wskrzeszania podupadających kamienic nie poprzez renowację, ale ozdabianie stanu zastanego i reanimację za pomocą ludzi, po prostu. Ludzi, którzy tworzą atmosferę, przychodzą, spotykają się, imprezują, tworzą sztukę. Krótko mówiąc, dzielą się energią z martwym na pierwszym rzut oka miejscem. Nie wiem, czy ruin puby to twór Budapesztu, ale tu, a konkretnie w żydowskiej VII dzielnicy, jest tych klubów najwięcej. Mega alternatywne i inspirujące.
Szimpla Kert to najbardziej znany ruin pub, warty odwiedzenia. Najlepiej przyjść tu wieczorem i posiedzieć chwilę, jednak czytałam, że w ciągu dnia odbywają się tu rozmaite targi, wystawy, eventy artystyczne, więc i wtedy może być ciekawie.
2. Odkryj żydowską dzielnicę.
W dzielnicy żydowskiej byliśmy za dnia i wieczorem. Przespacerowaliśmy się ulicą Kazinczy, zbaczając tu i ówdzie. Dzięki temu mogliśmy poznać dwa oblicza tej części miasta. W dzień jest spokojnie, nawet pustawo (wirus robi swoje). Jednak wieczorem wszystkie ciche za dnia podwórza ożywają. Wszędzie, gdzie się nie zajrzy, jest jakiś klub, bar, pub, mniej lub bardziej fancy miejsce i każde tętni życiem. A przy płotach stoją gromadnie zaparkowane rowery.
3. Zajrzyj Budapesztowi w… podwórko.
W Budapeszcie to nie tylko ulica, ale właśnie podwórka otoczone kamienicami są centrum życia społecznego. Tu targ, tam klub, gdzie indziej street food – na przykład Street Food Karavan przy ulicy Kazinczy 18 – wszystko ulokowane w podwórzach. Bardzo mi się to podobało.
4. Poimprezuj w GOZSDU UDVAR
Gdy szukacie imprezy albo chcecie zjeść coś dobrego wieczorem i lubicie zgiełk, hałas i ludzi, idealna będzie Gozsdu Udvar. To długi pasaż między kamienicami, na który składa się kilkanaście podwórzy, a w każdym z nich jest knajpa, bar albo restauracja. Miejsce pulsuje muzyką i gwarem wieczorami, a w dzień zamienia się w pchli targ.
5. Wypij shota na zamku
Zwiedzając Budę, weszliśmy na Basztę Rybacką, rodem z bajek Walta Disneya. A tam, na szczycie, znaleźliśmy mały bar serwujący tylko i wyłącznie shoty. Zazwyczaj w takich historycznych budynkach ulokowane są ekskluzywne restauracje albo kawiarnie, a tu proszę, drink bar z widokiem na Dunaj i Peszt. W sam raz na urodziny.
6. Wejdź na wzgórze Gellerta
To dość wyczerpująca przechadzka, jednak widok na cały Budapeszt rozciągający się pod stopami węgierskiej statuy wolności jest wart tego wysiłku. Wskazówka: na górę można wjechać samochodem.
7. Wjedź na wzgórze zamkowe zabytkową kolejką funicular
Buda to jakby inne miasto. Ciche, nostalgiczne, wypełnione historią i okazałymi budowlami. Koniecznie trzeba wjechać tu zabytkową kolejką, bo jest śliczna. Wyjdziemy z niej tuż na dziedziniec pod domem Orbana.
Spacerując po Budzie warto zatrzymać się na kremówkę albo piwo w cukierni Ruszwurm, którą, jak głosi legenda, upodobała sobie cesarzowa Sisi i aż z Wiednia posyłała dyliżans po kremówki właśnie tutaj.
8. Idź na wino pod parlament
Ulokowany tuż nad Dunajem, węgierski parlament to dzieło sztuki. Jest ogromny i najpiękniej wygląda wieczorem, cały oświetlony lekko pomarańczowym światłem. Ne ma wokół niego żadnych płotów i zasieków, są za to ławki, na których wieczorami gromadzą się spacerowicze. Nasz warszawski kosmiczny spodek, strzeżony niczym królewski klejnot, wygląda przy tej budowli jak kiepski żart.
9. Wynajmij mieszkanie w zabytkowej kamienicy
Zawsze chciałam pomieszkać chwilę w centrum dużego miasta w mieszkaniu z uroczym balkonem, na który prowadzą podwójne staromodne drzwi. I jeszcze, żeby to mieszkanie mieściło się w starej, ekskluzywnej kamienicy, z żelazną windą w samym środku klatki schodowej i podwórzem otoczonym antresolami z wejściami do mieszkań.
10. Przejedź się na Budapest Eye
Nawet nie o samą przejażdżkę chodzi, choć ja bardzo lubię te koła, kojarzą mi się romantycznymi bajkami. Chodzi o park, w którym stoi. Jest tam skatepark, duży bar Aqvarium z odkrytym basenem (!) , wielka trawiasta połać i wszędzie pełno młodych ludzi. Świetne miejsce dla młodzieży, myślę, że spędzałabym tu czas, gdybym była budapesztańską siedemnastolatką.
Bratysława i Budapeszt najlepiej zwiedzić w tandemie, bo leżą blisko siebie. To bardzo dobre destynacje na jesienny city break, a nie splądrują kieszeni, jak na przykład niedaleki Wiedeń. Niepotrzebnie zwlekaliśmy tak długo, przejeżdżając obok obu stolic wiele razy.