Kolacja. Siedzimy przy stole, jemy frytki z majonezem.
– Wiecie, gdzie je się frytki z majonezem?
– Nie, gdzie?
– W Holandii.
– Mhm. Nie byłam. Pojechałabym.
– Ja też. Do Amsterdamu, bardzo!
– Daleko to?
Następnego dnia wieczorem byliśmy w Amsterdamie i obserwowaliśmy burzę z okien hotelu w tureckiej dzielnicy. Jeszcze nie w tym momencie, ale już o poranku dnia kolejnego Amsterdam wskoczył bez żadnego wysiłku do mojego TOP 3 najlepszych miast.
Jaki jest Amsterdam?
Jest romantyczny, bardzo. Open-minded. Twórczy. Taki jakby lekki, pewnie przez to, że tyle tu wody. Ładny, z klasą, stylowy, kreatywny. Wolny. Inteligentny.
Jest uśmiechnięty, za sprawą ludzi. Ładnych, uśmiechniętych, pogodnych ludzi.
Tutaj rodzi się większość idei równościowych, wolnościowych, ekologicznych. Wszystkie firmy, w których do tej pory pracowałam, zajmujące się zrównoważonym rozwojem i ekologią, mają swoje siedziby albo w Amsterdamie, albo w innych holenderskich miastach. Dobry tu klimat do tego.
10 rzeczy, które można zrobić w Amsterdamie w 2 dni
Mieliśmy jedynie dwa dni. Oto, co warto zrobić przez taki czas w Amsterdamie:
1. Popłynąć w rejs
To bardzo oczywiste, ale naprawdę warto zobaczyć Amsterdam z tej perspektywy. Można zabrać ze sobą winko, a nawet kupić przy wejściu, co sprawia, że najbliższa godzina staje się błogim relaksem. Mogłabym tak pływać i pływać bez końca.
Wybraliśmy klasyczny 40-minutowy rejs rozpoczynający się przy kanale Damrak, ale opcji rejsów jest tyle, ile pomysłów – rejs przy zachodzie słońca, z degustacją wina, z kolacją, ekskluzywny w luksusowej łodzi, rejs tematyczny, np. architektoniczny, rejs z marihuaną itp, itd.
2. Poszlajać się nad kanałami
Kolejna oczywistość, jednak w oczywistych miejscach oczywistości sprawdzają się najlepiej.
Chciałam dać się ponieść, iść bez ładu i składu, ale nie potrafię tak – muszę mieć mapkę i wiedzieć, gdzie jestem. Dlatego szlajaliśmy się dość metodycznie. Zaczęliśmy od tzw. “9-ciu uliczek” (de 9 Straatjes), czyli dziewięciu uliczek z niszowymi sklepami, kawiarenkami, galeriami. Jeśli zakupy, to właśnie tutaj. Kupiłam tu śliczną romantyczną bluzeczkę i krótkie spodenki Levis’a z outletu – zestaw, który stał się dla mnie symbolem amsterdamskiego stylu.
3. Poczuć się jak mieszkaniec domu na wodzie
Jest ich mnóstwo. Zupełnie niewielkie albo całkiem olbrzymie. Nowoczesne albo zabytkowe. Bardzo zadbane, dizajnerskie albo zupełnie oldschoolowe. Domy na wodzie, domy-barki. Powstały z zatłoczenia – centrum Amsterdamu jest ograniczone, domy poupychane są wszędzie a zapotrzebowanie na nie jest spore, przez co i ceny wywindowane są często do kosmicznych rozmiarów. Stąd pomysł zagospodarowania pod mieszkania również większych kanałów.
Domy-barki kojarzą nam się z wolnością. Fajnie byłoby pomieszkać w takim przez jakiś czas.
4. Odwiedzić browar Brouwerij 't IJ
Kraftowy browar ulokowany w wiatraku. Jedno z tych miejsc, które sprawia, że w głowie piszesz wypowiedzenie i układasz biznes plan na “coś swojego”. Co się wytwarza swoimi rękami. A potem pije i jest miło.
Warto tu wpaść na piwko, zamówić menu degustacyjne i spędzić dobrze czas wśród ciekawych ludzi. Zainspirować się albo i nie. Posiedzieć pod wiatrakiem.
5. Wejść na dach Muzeum Nauki Nemo
Tu wpadliśmy zupełnie przypadkowo, zmierzając dziarsko do browaru. Spojrzeliśmy w lewo, a tam muzeum w kształcie statku na rzece. A na dachu muzeum wielki taras. Więc poszliśmy. W cenie wejściówki wybrany napój, na przykład kubeczek białego wina. I widok na kawał Amsterdamu z mniej oczywistej strony. Przestrzeń wykorzystana do ostatka, łącznie z dachem – genialne.
6. Kupić jointa
No tak. Ten punkt musiał się tu znaleźć, choć to trochę tak, jakbym napisała: jak będziesz we Włoszech, to napij się wina. Z tą różnicą, że wino jest legalne na całym świecie, a marihuana, z niezrozumiałych dla mnie powodów, w nielicznych krajach.
Nie jesteśmy szczególnymi fanami, ale chcieliśmy zobaczyć jak to jest pójść do sklepu i zwyczajnie kupić sobie jointa. I jakie to jest totalnie bezsensowne, że w jednym kraju w sposób cywilizowany w eleganckim sklepie kupujesz substancję relaksującą, za którą w innym kraju idziesz siedzieć. Mówisz, co lubisz, jak często palisz, w jakiej formie i pani ekspedientka doradza najlepszą opcję. Płacisz 3 euro i już. Żadnego kitrania, głupich chichotów, igrania z prawem i krzywych spojrzeń. Zwyczajna sprawa, jak wino, jak piwo, o wiele lepsze i mniej społecznie szkodliwe niż wódka. W ogóle mniej szkodliwe. Po powrocie z Amsterdamu do Polski poczucie, że żyjemy w ciemnogrodzie, nasila się, nie tylko za sprawą nielegalnej marihuany.
7. Zjedz frytki z majonezem
Po to tu przyjechaliśmy. Warte grzechu frytasy w Manneken, czy gdziekolwiek indziej, z olbrzymią ilością truflowego majonezowego sosu. Pod koniec średniej tutki nie mogliśmy nawet patrzeć na frytki, nie mówiąc o majonezie, ale teraz powtórzyłabym to kulinarne doświadczenie bez wahania.
8. Idź do muzeum
Kurczę, ale bym poszła. Nie mieliśmy czasu, a i moi towarzysze się nie palili. Gdybyśmy jednak mieli jeden dzień więcej, zaciągnęłabym ich do Muzeum Moco. To niezależne muzeum poświęcone wystawie sztuki nowoczesnej i współczesnej. Znajdziemy tam aktualnie między innymi dzieła Banksiego.
9. Zjedz kolację nad kanałem.
Choćby na ławce – nie zrobiliśmy tego, ale podczas rejsu widziałam wiele par na bardziej lub mniej poważnych randkach wzdłuż kanałów, okraszonych winem i czymś smacznym. Dla mnie rendez-vous idealne.
10. Odwiedź dzielnicę czerwonych latarni
Za dnia to po prostu ładna dzielnica z dobrymi azjatyckimi knajpkami. Wieczorem zmienia swoje oblicze. Warto tu przyjść, zobaczyć i zastanowić się chwilę, czy to faktycznie zawód jak każdy inny i czym jest ten cały seks.
Amsterdam jest chyba tym miastem, które zawsze chciałam mieć – miastem-bazą na krótki wypad, na oddech, do inspiracji, na zakupy, na randkę. Miejscem, gdzie można wrócić do względnej równowagi i wiary w ludzi, z których człowieka codziennie wybija własny kraj i własne społeczeństwo.