Lubimy uciekać na Wielkanoc. Zwłaszcza, gdy pogoda dopisze. Nie wpisujemy się w ogólnopolski trend mycia okien dla Jezusa
i lepienia baranków z masła.
Toteż w Wielką Sobotę 2014 roku zapakowaliśmy się gromadnie do kampera i pojechaliśmy ku słońcu, szukać zajęcy w lesie.
Zajechaliśmy niedaleko, 98 km od Zielonej, nad jezioro Helene-See pod Frankfurtem nad Odrą.
Znajduje się tu bardzo duży kemping położony w sosnowym lesie, tuż nad czysciutkim jeziorem Helene-See. Bardzo dobra infrastruktura, choć widać, że nieco przestarzała. Za dobę z dwójką dzieci i z prądem w kwietniu zapłacilismy 30 EUR. Prysznic płatny dodatkowo, jak to zwykle w Niemczech – 50 centów za 3 minuty kąpieli. Można poprosić o kartę z abonamentem na 10 prysznicy – jesli się nie wykorzysta, zwracają pieniądze. Żeby dostać kluczyk do WC, trzeba zostawić kaucję 20 EUR. To ma swój sens, bo na teren kempingu wpuszczani są ludzie z zewnątrz, co by mogli skorzystać z uroków jeziora.
Zalety:
– duże, czyste jezioro z piaszczystą plażą,
– fajowy plac zabaw, nie tylko dla dzieci,
– budki z lodami, przekąskami itd.,
– pełna infrastruktura,
– niedaleko Zielonej Góry (98 km).
Wady:
– dość drogo – 30 EUR,
– pełno dziwnych ludzi spoza kempingu – trzeba wziąć pod uwagę, że kemping leży na pograniczu, pełno tu cicho-ciemnych typów bez zębów, panienek w kozaczkach z giełdy, panów w sztucznych skórach (przy temperaturze 25 stopni) i Niemców chlejących jedno za drugim piwem. Nie zostawialismy rowerów bez opieki, co bez obaw można zrobić na kempingach położonych jedynie 50 km dalej na zachód,
– obawa jest, że latem występuje znaczne nagromadzenie powyższego elementu i slogan „Małe Morze Bałtyckie”, jakim reklamuje się kemping, oznacza dosłownie małe Morze Bałtyckie.
Spędziliśmy nad jeziorem Heleny bardzo udany, aktywny weekend.
Na wielkanocne śniadanie zjedliśmy, całkiem zwyczajnie, jajko i białą kiełbasę z grilla. Następnie objechaliśmy jezioro Heleny na rowerach (15 km w obwodzie), ogrzewani ciepłymi promyczkami wiosennego słońca.
Polecam wielkanocne ucieczki. Nie ma lepszej formy czczenia życia niż w zgodzie i na łonie natury.
Fajny wpis, budzi wspomnienia z tzw. wczasów lingwistycznych tamże. Rację masz, że w naszym katolickim kraju refleksji niewiele ale widać ogólne „poruszenie narodu”. Sporo ludzi na placach zabaw, w miejscach spacerowych. Dobre i to gdyż nie każdy musi lubić rozbijanie się na rowerze (dosłownie i w przenośni), czy łażenie po górach. Spacer też jest zdrowy i tego będę się trzymać. A że tańczyć lubimy, to wieczorem wygibasy. Może mało świątecznie ale przyjemnie. A majówka może na rybach? W namiociku? Co kto lubi,czego wszystkim „wpisowiczom” życzę.
Niestety najsłabszy wpis na blogu, który czytam i lubię. Pojawiało się to we wcześniejszych wpisach, ale tutaj zbyt nachalnie jest to przedstawione. Ja-aktywna-inna-lepszaodzwykłegonudnegopolaka vs nudny-gruby-najedzony-niewysportowanypolak-spędzajacyczaszrodzinąiwłasnymidziećmi. To nie jest tak. Ludzie spędzają święta z rodziną, spotykają się z radością, wspólnie gotują, biesiadują (mała wskazówka tandem rodzina-stół: Grecja i kraje Latynoskie 🙂 ) i połączenie tego z nudą i ich słabą kondycją jest mocnym nadużyciem.
Nie można zapominać także o aspekcie finansowym (koszt kampera, ewentualnie wynajęcie). Ja wiem fajnie wyjeżdżać, cieszyć się życiem, ale niestety wielu rodaków zmuszonych jest do wizyty na ogródku działkowym z nieodłącznym grillem, a nie podróżowaniu. Wystarczy z resztą spojrzeć na średnią krajową i pierwszy lepszy cennik firm wynajmujących kampery (o zakupię nawet nie wspomnę).
No nie wiem… Ja ten blog odczytuję zupełnie inaczej. Nie: ja kontra reszta świata, ale bardziej zobaczcie można inaczej.
Jeśli uważasz, że do ciekawego spędzenia czasu potrzebny jest kamper za stówę, to jeszcze długo możesz nie ruszyć się z domu. Można z namiotem, przyczepą, samym samochodem; jest tysiące sposobów.
Ja często wykorzystuję ten blog w celu przekonania Żony, że warto czasami ruszyć dupy z domu, zamiast spędzić kolejny weekend na przebudowach, remontach, porządkach i t.p. Chata poczeka, a ja za dwadzieścia lat niekoniecznie będę miał siłę, żeby dogonić Syna na rowerze, nie wspominając o tym, że on już wtedy będzie miał mnie gdzieś…
Właśnie w tym problem, że mnie nie trzeba przekonywać. Sporo podróżujemy, sportowo całkiem nieźle rodzina wypada. Dzieciarnia dalej nie daje rady staremu (ex-pływak i koszykarz).
Natomiast to zestawienie, nie po raz pierwszy, mnie nie przekonuje i nieco razi. To jest oczywiście tylko moja, prywatna, opinia. Pozdro i powodzenia.
Wydaje się, że każdy odczytuje takie wpisy przez pryzmat siebie i własnych doświadczeń.
Mi, być może z racji tego, że nie konfrontuje się z resztą świata i nie uogólniam, ten wpis (a przede wszystkim jego lekkość) zwyczajnie się podoba 🙂
Takie Święta dla dzieciaków to petarda! Niczym jest „tandem rodzina-stół” w porównaniu z zabawą z rodzicami w ciekawym miejscu. Grecki, latynoski, jakikolwiek, dzieciaki lubią się bawić, jeść jakby mniej 🙂
Cena kampera w ogóle nie ma znaczenia. Każdy przemieszcza się jak chce, to jest jak sądzę blog kamperowy więc w konsekwencji kamper występuje 🙂
Pamiętam Święta ze swoimi rodzicami, przeważnie jakieś aktywnie spędzane pikniki, na polanach, w lesie, nad rzeką, rowem można dojechać.
Fajnie że Wam się chce, córki będą wdzięczne.
Półstronicowy komentarz pisany przez 20 min. postanowiłam skrócić do:
Myślę, że tu powiedzenie „Czytaj między wierszami” wiele wyjaśnia.
(reszta w linku)
http://zalucki.net/images/nagrania/juwenalia/31_odpoczne_sobie.mp3
(m)
Toteż właśnie – odpocznę sobie na półpiętrze:))
Ale mieliście fajne święta 🙂
Fajnie czytać takie optymizmy świąteczne… Jakże przyjemnie, że nie tylko ja, a ściślej – my, spędziliśmy święta tak niebanalnie, po polsku 🙂