Byliśmy tu wiele razy, będziemy o wiele więcej. Na blogu o Lausitzer przeczytacie w kilku miejscach.
[learn_more caption=”Lausitzer na blogu:”]
- Dziś się żyję, jutro gnije – styczeń 2014
- Nasz rowerowy raj – lipiec 2013
- Rolkujmy więc! Tam, gdzie asfalt zajebisty – lipiec 2013
- U sąsiada Niemca raz kolejny, nie ostatni – wrzesień 2012
[/learn_more]
Dlaczego więc poświęcam niemieckiemu Pojezierzu Łużyckiemu odrębny wpis?
Ano dlatego, że jest to miejsce stworzone do nienachalnej rekreacji w dobrym guście. Bardzo szeroko pojętej rekreacji – od sączenia piwa w barze nad jeziorem, opalania się na plaży, pluskania się w niezamieszkałych przez jeziorne stwory jeziorach, przez przejażdżki rowerowe i spacery, po kilkudziesięciokilometrowe rolkowe tripy. Dla niektórych maksem będzie wspięcie się na jedną z widokowych wież, dla innych przejechanie 100 km rowerem pośród jezior. Ci, którzy lubią wypić kawę i zjeść pyszne ciasto
w przyjemnej kawiarni, znajdą tu takie. Na tych, którzy wolą pikniki na łonie natury, czekają ławki i trawniki. Wszyscy oni będą mogli robić tu to, na co mają ochotę.
Lausitzer Seenland jest regionem tym bardziej doskonałym, że nas, szczęśliwych zielonogórzan, dzieli od niego zaledwie 130 km. To mało. Mając do wyboru zatłoczony, sportowo niedostosowany i pozbawiony przyzwoitych kempingów Łagów, czy zatłoczone ludźmi w starych samochodach niemieckich marek Niesulice, wybieram sztuczne łużyckie jeziora. I bardzo dziwię się, że polskiej rejestracji nie widzieliśmy tam do tej pory żadnej. Pomyślałam więc, że może ludzie dlatego tam nie jeżdżą, bo nie wiedzą, że takie cudo istnieje oraz że moim obowiązkiem jest nieść kaganek turystycznej oświaty. Zatem niosę.
Dawno temu, będzie 10 lat (!), w liceum, w ramach międzyprzedmiotowego, polsko-francuskiego projektu, którego tematem przewodnim był nasz region, nagraliśmy z gronem bliskich znajomych krótki filmik o Łużyczanach. Ni cholery nie pamiętam, jak wpadliśmy na tych Łużyczan. Po konsultacjach telefonicznych okazało się, że pchnęło nas w tym kierunku lenistwo, którym motywowani jeździliśmy do Muzeum Archeologicznego w Świdnicy pod Zieloną Górą, przebieraliśmy się w zgrzebne suknie i rzucaliśmy dzidami, niczym prawdziwi prasłowianie. A upał był ogrrrromny! Ale że nie tylko na przebierankach
i odgrywaniu scenek rodzajowych w spazmach śmiechu projekt polegał, trochę się dowiedziałam. Ba, i musiałam o tym opowiedzieć po francusku, przed kamerą. Dziś niestety, ani po wiedzy, ani po francuskim, za dużo nie zostało (francuskiego żal…), za to Łużyce bumerangiem wróciły. Pozostaje mieć nadzieję, że i na francuski przyjdzie czas.
[box type=”download”]
ŁUŻYCE
to kraina historyczna leżąca na pograniczu polsko-niemiecko-czeskim, położona między Kwisą i Łabą, zamieszkana przez Niemców, Polaków i Serbołużyczan.
Polska część Łużyc leży na południowym zachodzie kraju, tuż obok Zielonej Góry – wchodzi w skład województw lubuskiego (Łużyce Dolne) i dolnośląskiego (Łużyce Górne), jej głównymi miastami są: Żary, Lubań, Gubin i Zgorzelec.
W części niemieckiej, którą szczególnie sobie upodobaliśmy, Łużyce również dzielą się na Górne (Oberlausitz) i Dolne (Niederlausitz) i leżą na pograniczu Brandenburgii i Saksonii.
Ślady osadnictwa na terenie Łużyc pozostawiły plemiona celtyckie, zastąpione później przez plemiona wschodniogermańskie. A tych miejsce, w efekcie wędrówki ludów, zajęły plemiona słowiańskie określane mianem Słowian połabskich. Potomkami niektórych z nich są dzisiejsi Serbołużyczanie.
Od XVIII wieku, a szczególnie w XIX wieku zaznaczył się silny prąd budzenia się świadomości narodowej i kulturalnej Serbołużyczan. Współcześnie korzystają z przywilejów mniejszości narodowych: posiadają własne szkoły oraz organizacje kulturalne, a napisy na tablicach miejscowości
i urzędach są dwujęzyczne.
[/box]
Jakie znaczenie mają te wszystkie etniczno-historyczne wywody dla istoty wpisu, jaką jest promocja regionu Lausitzer Seenland? Obiektywnie – żadnego. Subiektywnie jednak, człowiekowi lepiej, jak sobie wytłumaczy, że coś go z tymi germańskim geniuszami, którzy stworzyli tak wszechstronne dzieło rekreacyjne, łączy. Niech to będzie bardzo naciągany wspólny przodek w postaci plemion celtyckich, potem wschodniogermańskich, a w końcu słowiańskich.
Przemilczmy, że zarówno moja, jak i Marcina rodzina, nic nie mają wspólnego z regionem Łużyc – nasi dziadkowie pochodzą z Polski wschodniej, Pomorza, Mazowsza i Wielkopolski.
[box type=”bio”]
Spektakularny region sztucznych jezior pomiędzy Dreznem
a Berlinem jest w stanie permanentnej kreacji. Obecnie istnieje już 20 jezior, oferujących możliwości odpoczynku i rekreacji na lub wokół akwenów. Nieużywane kopalnie odkrywkowe są zalewane wodą, aby stworzyć największe w Europie sztuczne pojezierze. W przeciągu najbliższych lat, dziesięć z tych jezior będzie połączonych kanałami. Krajobraz regionu zmienia się z każdym kubikiem wody.
[/box]
Taka informacja wita internautę na stronie uwielbianego przez nas pojezierza. Starałam się używać dużych słów, tłumacząc tą krótką notkę, jednak one wciąż nie oddają ogromu inwestycji, jaką się tam od kilkunastu (kilkudziesięsieciu?) lat wprowadza w życie.
[button link=”http://www.lausitzerseenland.de/visioncontent/mediendatenbank/krtbasis_laussee_engl_2013_dr.pdf” type=”icon” newwindow=”yes”] Mapa Lausitzer[/button]
Wyobraźcie sobie ogromne dziury w ziemi, ale ogroooomne. Całkiem sporo tych dziur, na przestrzeni xxxx kilometrów kwadratowych (liczby nic mi nie mówią, nie będę konfabulować). Co gorsza, dziury znajdują się na średnio atrakcyjnym terenie. Równina, region raczej przemysłowy, kominy, wiatraki, szyby. Niemcy wschodnie, pomiędzy stolicą Europy – Berlinem, Poczdamem
i okolicznymi jeziorami, a Dreznem z doskonale odbudowaną po wojnie starówką. Nagle ktoś wpada na pomysł, żeby te dziury zalać wodą, a wokół nich stworzyć rekreacyjno-turystyczną infrastrukturę. Aby tym samym dość nieciekawy region zmienić w atrakcję turystyczną. Ciekawe, czy ktoś mu mówił: co ty, stary, z choinki się urwałeś, tyle kasy w dziury wkładać? Tu Berlin, Poczdam, tam Drezno, styknie. Przyznajmy sobie jakieś premie, zamiast na abstrakcyjne pomysły trwonić unijny, a więc głównie niemiecki, budżet – należy nam się.
Widocznie w Niemczech nie ma tego typu doradców.
Lausitzer Seenland powstało dzięki staraniom potomków naszych wspólnych, jak już ustalono, słowiańsko-germańskich przodków i ma się doskonale. Wokół jezior wybudowano sieć ścieżek rowerowo – rolkowych, które sukcesywnie objeżdżamy, bazę gastronomiczną z wurstami i niemieckim piwem oraz bazę noclegową – od miejscówek na dziko, przez kempingi, po domy na wodzie. Po jeziorach pływają żaglówki, motorówki, skutery wodne, tratwy z żaglami i… jeden ponton z silnikiem 2.3, niemalże wchodzący w ślizg. Ten ostatni robi zdecydowanie największą furorę.
Przyjeżdżając tu jedynie na weekend, kamperowe schowki wypchane mamy do granic. Obowiązkowo bierzemy rowery. Również rolki, a nuż pojeździmy. Buty do biegania, przecież czas na małą przebieżkę. Gry, kredy i zróżnicowany sprzęt sportowy, jeśli z dziećmi. Rozpałkę, gdyby zachciało nam się zrobić ognisko. Maty na plażę, gdyby jednak błogie lenistwo. I, last not least, ponton – bo tu nie ma zakazów pływania z pyrkającym silnikiem. Niedługo może zaliczymy jakąś śluzę?:) W Polsce ze świecą szukać miejsca, gdzie możemy legalnie odpalić nasz wodny pojazd zmotoryzowany.
Jezior jest wiele, ciągle powstają nowe i wszystkie noszą nazwy od miejscowości, przy której leżą. My najczęściej bywamy nad Senftenberger See – najstarszym, najbardziej popularnym i zarazem najbardziej „cywilizowanym
i uinfrastrukturalizowanym” jeziorem regionu i nad Partwitzer See, o wiele spokojniejszym i bardziej wyludnionym. Wciąż jednak kuszą nas miejsca, które mijamy jedynie przy okazji rowerowych wycieczek. Zatem autorski przewodnik po regionie Lausitzer Seenland będzie sukcesywnie poszerzany.
[learn_more caption=”Sprawdzone kempingi i miejsca dla kamperów:”]
- Familien Park w Grosskoschen
- Komfort Kemping w Niemtsch
- stellplatz w Buchwalde
- miejscówka nad Partwitzer See
[/learn_more]
Zbliża się weekend. Cóż prostszego niż wskoczyć w auto i sprawdzić, czy to, co tu zostało przedstawione, wiernie oddaje rzeczywistość? Może i Wy zostawicie tu kawałek serca, na tej pozornie tylko wrogiej ziemi? I tak jak ja, zapałacie chęcią ogromną do nauki niemieckiego, choćby po to, żeby zrozumieć, ile trzeba zapłacić za zakupy bez zaglądania kasjerce w monitorek.
PS. Z filmiku o Łużyczanach, w którym grałam główną rolę i którego, będąc na fali przedwakacyjnych wagarów, nawet nie widziałam, dostaliśmy najwyższe oceny. Zdziwieni ogromnie, bo ubaw był po pachy. Widać można obowiązek zamienić w coś, przy czym się człowiek świetnie bawi, i wykonać go dobrze.
A nawet najlepiej.
Taka myśl na czwartek.
Uśmiechnęłam się do francuskiego : )
🙂 Odświeżam francuskimi piosenkami 🙂
Też chcę zobaczyć ten film bo z Waszych wizyt w skansenie pamiętam tylko mega-dyzia? Chyba, że szkoły mi się pomyliły? Ale po tym opisie Seftenberg muszę zobaczyć.
Mega Dyzio był w Ochli już na studiach. A ten filmik to chyba druga klasa liceum. A do Senftenberga koniecznie, tylko że tam chyba ryb nie ma. Ale nie mów Sławkowi, niech sobie Chłop połowi;)
Pomarzy, chyba? Wiesz ile miejsca w aucie zajmuje sprzęt wędkarski? Lepiej niech wie od razu, będzie luźniej.
Masz zadanie na ten tydzień… jedziesz do szkoły i wykopujesz ten film!!!