Grecja

2 listopada 2014

Dwie stolice Grecji po dwóch stronach Kanału Korynckiego

Tagi: , , , , , , , , ,

W cytowanej już książce Patricka Leigh Fermora przeczytałam, że wrażenie, jakie wywrzeć może na odwiedzającym nowe miasto jest zależne od sposobu, jakim się do tego miasta dostanie. Na przykład, jeśli do historycznego centrum Istanbułu dojedziemy komunikacją miejską z lotniska, przedostając się przez najgorsze slumsy, będzie nam o wiele ciężej zachwycić jego pięknem. Jeśli jednak zdobędziemy Istanbuł od strony morza, będziemy oczarowani (my dojechaliśmy drogą pośrednią, wyjeżdżając prosto na portową promenadę
i byliśmy urzeczeni).

W pełni zgadzam się z tą opinią. Do Nafplio, pierwszej stolicy niepodległej Grecji, wjechaliśmy od najgorszej możliwej strony, przez tereny tak nijakie i po prostu brzydkie, że kilkukrotnie sprawdzałam w atlasie, czy to na pewno to miasto, o którym przewodniki piszą jako o najładniejszym na Peloponezie. Spacerując po starym mieście, wciąż mieliśmy w głowach widok tamtego, brzydszego oblicza. W dodatku zachmurzyło się i spadł deszcz. Splot czynników sprawił, że nasze serca w Nafplio zabiły mocniej tylko podczas wspinaczki po 900 stopniach prowadzących do twierdzy Palamidi.

[learn_more caption=”Nafplio (n)”]

Starówka Nafplio, uważana za najładniejszą na Peloponezie, rozciąga się między szeroką zatoką, a stromym skałami. Nowe dzielnice są wyraźnie oddzielone od starych, dzięki czemu ruch samochodowy omija zabytkowe uliczki. Miasto przechodziło z rąk frankońskich, przez weneckie i tureckie aż wreszcie wróciło do Greków i zostało pierwszą stolicą współczesnej Grecji.

[/learn_more]

Nafplio to miasto trzech twierdz – najmniejszej Bourtzi, ulokowanej na wysepce nieopodal portu, większej na wzgórzu Akronauplia (współcześnie we wnętrzu znajduje się hotel) oraz największej, położonej najwyżej i najbardziej okazałej, twierdzy Palamidi, którą zdobyliśmy wchodząc po 900 stopniach, bez wody, bo początkowo nie mieliśmy zamiaru zajść aż tak wysoko. Było przed burzą, duszno, wilgotno i po grecku gorąco. Krok za krokiem, doszliśmy na sam szczyt cali mokrzy i ślepi na otaczające nas potężne, imponujące mury, rzuciliśmy się do kranika z wodą. A twierdza…

[learn_more caption=”Palamidi”]

Można się na nią dostać samochodem, normalnie wjeżdżając drogą. Wstęp 4 EUR (za wspinaczkę pieszo nie zwracają). Nazwa twierdzy pochodzi od imienia antycznego bohatera Palamidesa, który się tu urodził. Był greckim żołnierzem – brał udział w oblężeniu Troi – i wynalazcą. Przypisuje się mu wprowadzenie alfabetu, systemu miar i wag oraz wymyślenie gry w kości oraz warcabów dla rozrywki żołnierzy.

[/learn_more]

Jest ogromna i rozpościera się z niej piękny widok na Nafplio i okolice. Dla mnie to wszystko. Średniowieczne, obronne budownictwo, choćby ogromne i tak dobrze zachowane, to nie jest coś, czym potrafię się zachwycić. Zwłaszcza w Grecji – tu lubię styl grecki, rzymski, starożytny i bizantyjski.

[box]

„(…)Z przykrością stwierdzam, że cienie dawnych turniejów i dworskiej miłości, dalekie echa rogów i burgundzkich ogarów, odgłosy lutni, śpiewów gregoriańskich i inne przejawy rycersko-dworskiej kultury, które tak kocham na Zachodzie, w wersji przeniesionej na grunt grecki prawie mnie nie wzruszają (…) P.L. Fermor Mani. Wędrówki po Peloponezie

[/box]

Po zejściu trzęsły nam się nogi z wysiłku. Tak pysznego soku ze świeżo wyciskanych owoców i gyrosa jak po zdobyciu Palamidi nie jadłam w życiu. Nigdy też tak szybko nie wypiłam kufla piwa. Było wyborne.

Nie mamy z Nafplio wielu zdjęć – chmurzyło się i oświetlenie było słabe. Byliśmy też tak skrajnie zmęczeni, że zabrakło nam serca do cykania ładnych fotek.
Fakt, że do nas Nafplio nie przemówiło w takim stopniu, co wcześniej odwiedzane miasta i miasteczka nie znaczy, że nie jest urokliwe i piękne. Tarasowe uliczki starego miasta, wyślizgane płyty chodnikowe, grecko-weneckie okazałe budowle urzekną niejednego turystę.

Podążając z Nafplio na północ, pojechaliśmy do Epidaurusu, zobaczyć ruiny starożytnego Asklepiejonu i pięknego teatru. Następnie, niepostrzeżenie przejechaliśmy nad Kanałem Korynckim.

Spodziewaliśmy się wielkich znaków, neonów, billboardów krzyczących: „Kanał Koryncki TUTAJ”. Wielkich parkingów przed i za kanałem, chmary turystów. Tymczasem jest most, po obu stronach mostu przydrożne knajpy i kilka sklepików z tandetnymi pamiątkami. Równolegle do mostu przebiega autostrada – jeśli wjedziecie na nią, to koniec. Ani się zatrzymać, ani zrobić zdjęcia, Kanał Koryncki ledwo liźnięty. Dlatego w pełni pochwalam błyskawiczną reakcję Marcina, kiedy zorientowaliśmy się, że właśnie tą autostradą zmierzamy. Zawracanie kamperem na autostradzie to jest to.

[learn_more caption=”Kanał Koryncki”]

Łączy Morze Egejskie (Zatoka Sarońska) z Morzem Jońskim (Zatoka Koryncka), oddzielając tym samym półwysep Peloponez od głównej części Grecji, czyniąc go wyspą. Dzięki niemu niektóre statki mogą zaoszczędzić 400 km podróży, którą musiałyby odbyć wokół Peloponezu. Jego szerokość sprawia, że jest on zbyt wąski dla nowoczesnych dużych jednostek. Używany jest przez statki turystyczne, bardzo rozpowszechnione na greckich morzach kabotażowce, jednostki marynarki wojennej i portowych służb technicznych. Rocznie pokonuje go około 11 000 statków.

Nad kanałem rozpostarto 6 mostów: most kolejowy, 3 konwencjonalne mosty samochodowe i dwa drogowe mosty zwodzone, na dwóch krańcach kanału – opuszczane na dno – z których wschodni stanowi też popularny punkt widokowy.

Pierwsze plany wykucia w skalistym podłożu kanału sięgają czasów VI w. p.n.e.,  a w roku 67 Neron wbił pierwszą łopatę pod budowę. Jednak w tym samym roku Neron zmarł, a jego następca zarzucił projekt, który wydał mu się zbyt kosztowny. Dopiero w latach 90. XIX wieku rozwój techniki umożliwił ukończenie prac. W roku 1881 budowy podjęło się międzynarodowe przedsiębiorstwo, jednak nie podołało zadaniu, toteż w roku w 1893, ukończyła ją grecka firma. Tablice upamiętniają m.in. inżynierów narodowości węgierskiej.

[/learn_more]

Jak zazwyczaj przy tej wysokości mostach, nad kanałem organizowane są skoki na bungee. Mieliśmy to szczęście być świadkami dwóch takich skoków. Niczego w życiu nie jestem tak pewna jak tego, że nie jest to rozrywka dla mnie.

Bardzo chcieliśmy zobaczyć eskortowanie statku, jednak źle to rozegraliśmy logistycznie i zamiast poczekać sobie nad kanałem, pojechaliśmy do leżącej kilka kilometrów dalej miejscowości Loutraki, skąd widzieliśmy jedynie, jak statki czekają na przepłynięcie. Marcinowi przyszło do głowy, żeby się tam wybrać naszym pontonem, na szczęście szybko porzucił zamysł.

_IGP0649

Ostatnim punktem peloponeskiego tripu, po trzech dniach totalnego wyluzowania na kempingu Glaros, była wizytówka całej Grecji, czyli Ateny.

Marcin, sprawnie wpasowując się w panujący tu ogromny ruch uliczny, dowiózł nas pod sam Akropol. Zaparkowaliśmy i przenocowaliśmy pod wzgórzem Filopapusa, które same w sobie jest ciekawym miejscem historycznym – to tu znajduje się  m.in. więzenie Sokratesa) i z którego rozpościera się taki oto widok na Ateny: morze biało-kremowych budynków, poprzetykanych gdzieniegdzie starożytnymi kolumnami widocznymi z daleka. Prawdziwe morze jest heeen za tym ciasnym osadnictwem. To naprawdę ogromne miasto.

_IGP0680

Na Akropol wybraliśmy się z samego rana, żeby uniknąć tłumów, ale to raczej niemożliwe przy zabytkach tego kalibru. Sam Akropol nie jest miejscem, gdzie można spokojnie pokontemplować jego wieloaspektową monumentalność, ale już schodząc zacienionymi alejami na agorę, spacerując wydeptanymi jeszcze w starożytności ścieżkami, widząc świątynie na Akropolu wyraźnie górujące nad wszystkim wokół, można poczuć się jak w Atenach czasu Sokratesa, Platona czy Arystotelesa i niemal widzieć ich jak nauczają.

Opuszczając agorę, wkracza się prosto do najładniejszej dzielnicy Aten – Plaki. Mieści się tu niezliczona ilość sklepów, barów, restauracji, kafejonów. Wszystko tętni życiem. Warto wejść w głąb i przedostać się na Plac Syntagma obok Parlamentu, gdzie co godzinę następuje zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Bardziej malownicza niż u nas, pewnie z racji uroczych pomponów przy butach żołnierzy.

Wielkie Ateny zwieńczyły naszą 3-tygodniową wyprawę po Peloponezie, podczas której  odkryliśmy inną niż znaną nam dotychczas, bo prawdziwą Grecję. Która od tej pory dla nas zaczyna się za Kanałem Korynckim i za mostem Rio-Antirio.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oderwana od rzeczywistości Monemwazja. Peloponez, Grecja.
Ataturk w Izmirze, czyli turecka ucieczka przed jesienią