Był czas, kiedy lubiłam zimę. Miałam wtedy do 12 lat. Potem była mi ona obojętna, od czasu do czasu poszłam na sanki, czy łyżwy, wciąż jako uczniowi przysługiwały mi ferie, podobał mi się świat przykryty śniegiem i miałam gdzieś jak wyglądam w tym różowym golfiku pod fioletowym sweterkiem i śniegowcach w bałwanki. Akceptowałam dany stan rzeczy – są cztery pory roku, jedną
z nich jest zima, która też ma swoje uroki.
Z biegiem lat człowiek staje się jednak mniej ugodowy i znacznie trudniej przychodzi mu akceptowanie sytuacji, których nie można skwitować stwierdzeniem: sam sobie jesteś winny. Jedną z tych sytuacji dla mnie jest zima.
Czara goryczy przelała się natomiast w chwili, kiedy leżąc w łózku, wycierając cieknący nos chusteczką nr 190 546, patrząc na padające z nieba białe gówno, przeczytałam smsa od Marcina: „Sevilla, rynek, krótki rękawek:)”. Łzy wypełniły mi oczy.
O ileż piękniejszy byłby świat i szczęśliwsi ludzie, gdybyśmy w określonym momencie życia dostawali do wypełnienia taką oto ankietkę, na podstawie której wybierano by nam ostateczne miejsce pobytu:
1. Jest poniedziałek, 7 rano, dzwoni budzik. Otwierasz oczy i:
a) już dawno nie śpisz, odsnieżarka jeździ od 5:50, obserwujesz ją i układasz plan perfidnej zemsty na tym skur&^%^&, który wysyła ją na osiedle pełne śpiących ludzi o tej porze;
b) widzisz słońce, na termometrze 20 stopni, swieże powietrze wpada przez OTWARTY balkon, a w perspektywie piękny dzień.
2. Wychodzisz do pracy:
a) ubierasz kalesonki, ciepłe skarpetki, szalik, czapkę, rękawiczki, płaszcz, spociłeś się już, dzieci nie ubrane leniwe jakieś ślamazarne gadają coś, wychodzisz na dwór, zimno i ciemno, ślisko, zamarznięte szyby fuck, zimno w aucie, karteczka za wycieraczką: „proszę tu nie stawać, bo zadzwonię po policję”;
b) ubierasz cokolwiek i na rower.
3. Wracasz z pracy:
a) jest ciemno. Trzeba isć spać.
b) to co porobimy? Rower, basen, spacer, zakupy, na balkon z piwkiem, skoczymy gdzieś?
4. Szykujesz ciuchy do pracy:
a) nie no, nie obcasy, ślisko. No dobrze, to płaskie buty, co do tego. Te spodnie, pod spód rajstopy… Ale w pracy będzie mi za gorąco w rajstopach, będą mnie uwierały, przebierać się przecież nie będę. To bez rajstop, wytrzymam to zimno. Co na górę, może ten sweter. No tak, ale jak będę musiała po pietrach polatać, to się zapocę przecież. To ta bluzka. Ale jak będę musiała przed kompem siedzieć cały dzień, to zmarznę. To może to… Wiocha, no ale trudno, co tam. Włosy, teraz myć? Jutro pogietę będą, zdechłe takie, znowu w kitce mam isć? Rano umyje.. Gdzie tam, rano będzie mi się chciało po ciemku, zimno… A pierdzielę to wszystko, kto mnie tam widzi w tej pracy, polej wina, się zdenerowałam.
b) Tą spódniczkę sobie wdzieję, taką bluzeczkę mam pasującą, jutro rano włosy umyję, same wyschną, makijażu nie trzeba, buzia opalona nie potrzebuje.
5. Weekend w perspektywie. Plany?
a) Śnieg leży. Wyśpimy się do 12:00. A, dzieci mamy… Tylko nie sanki!!!
b) Kamperowanie.
I nie kłócilabym się, czy to ma być Australia, ciepłe stany Stanów, południe Hiszpanii czy Włoch… Just take me there…
Jest godz. 01:27, po dwoch lotach z przesiadka na Majorce, wracam do domu przez Cybinke…. bruk, snieg, -3…. wolalbym nie wracac… w Sewilli jeszcze o 14:00 siedzialem na rynku saczac piwko…
Tru. Kamper przysypany w piz.u- a my jechać chcemy! Łączymy się z Wami w bólu. No i jeszcze papież abdykował 🙂