Gdzieś wyczytałam, że dla dużego odsetka populacji wyszukiwanie wczasów, wybór destynacji, hotelu i wszystkie kroki, które finalnie mają doprowadzić człowieka do leżaka na plaży są jedną z najbardziej stresogennych w życiu sytuacji. W takim razie jaka ilość kortyzolu zalewa tych, którzy przygotowują pierwszą w życiu kamperową wyprawę?
W każdym razie, po trudach i znojach, jedziemy już
w poniedziałek. Maszyna technicznie przygotowana, lodówka szczęśliwie działa, trasa opracowana. Zielona Góra – Modra – Plitivickie Jeziora – Medulin – Rovinj – Triest – Keszthely nad Balatonem – Brno – Zielona Góra. Mamy plan omijać autostrady i drogi płatne. Bardzo boimy się za niskich wiaduktów, stromych podjazdów, wąskich i krętych dróg.
A że celem jest Chorwacja, bojaźń ta jedzie z nami do końca.
Jedzenia z datków dla biednych kamperowiczów mamy tyle, że zastanawiam się nad otwarciem mobilnego bistra.
Jestem pewna, że już pierwszego dnia okaże się, że zapomnieliśmy wziąć z dziesięciu bardzo ważnych rzeczy, a na koniec wyprawy stwierdzimy, że połowa z tych,
o których myśleliśmy, że są bardzo ważne, zupełnie się nie przydała.
Wszystko to nie znaczyć będzie nic, jak wreszcie zamoczymy stopy w majowo-chłodnym Adriatyku i po raz pierwszy rozłożymy markizę…
ADELANTE MI COMPADRE!