Między jednym a drugim lock-downem udało nam się tyle wygrać.
Decyzja zapadła spontanicznie. Przeczuwaliśmy, że odwilż jest chwilowa i jak nie teraz to potem jeszcze długo długo nic. Dlaczego Cypr? Bo nie byliśmy, a bilety były tanie. Kiedy je kupowaliśmy, testy nie były wymagane, jednak sytuacja zmieniła się na kilka dni przed wylotem i nie uniknęliśmy wymazu. A potem drugiego już na lotnisku w Pafos.
Nie lubimy dużych imprezowych miejscowości, dlatego z góry odrzuciliśmy Limassol i Larnakę, wybierając spokojniejszy zachód. Ze względu na covid turystów było o wiele mniej niż zazwyczaj, mimo to w naszym hoteliku połowa apartamentów była zajęta.
POMOS i hotel SUN CAMERO
Znalazłam mega tani hotel w odludnym miejscu na północy Cypru, w wiosce Pomos, gdzie żaden turysta nie dojeżdża. Położony tak pięknie, że 5-gwiazdkowce mogą się schować – na klifie, z własnym zejściem na malutką kamienistą plażę, zwrócony na południowy zachód. Codziennie kąpaliśmy się w morzu obserwując słońce chowające się za horyzontem, prosto do wody. Wspaniałe przeżycie.
W samej wiosce są dwie restauracje, jedna należy do mamy właściciela naszego hotelu Sun Camero i serwuje tradycyjne smaczne cypryjskie dania. Druga leży w porciku, jest bardzo duża, co pozwala sądzić, że w czasach poza zarazą zatrzymują się tu wycieczki. Rozpościera się z niej przepiękny widok na morze. W zupełności nam wystarczała taka infrastruktura.
Nadmorska trasa z Pomos na południe to widokowa rozpusta. Pierwsze kilka kilometrów prowadzi nad klifem, a potem wzdłuż długaśnej plaży. W każdej chwili można się zatrzymać i wskoczyć do wody. Albo na ouzo do jednej z plażowych restauracji.
Pod względem dostępności linii brzegowej, nie zastawionej hotelami i innymi budynkami, Cypr bardzo przypomina Grecję. Tam też można było zatrzymać się niemal wszędzie, wskoczyć do wody i po chwili jechać dalej.
Jedziemy oczywiście po lewej stronie. Cypr przez długie lata wizytowali i wciąż wizytują bardziej lub mniej proszeni Anglicy, stąd lewostronny ruch, dość wysokie ceny i możliwość porozumienia się po angielsku w najmniejszym wiejskim sklepiku.
Wyspa jest niby niewielka, ale przejazd z zachodu na wschód to dobre kilka godzin. Góry Troodos urozmaicają krajobraz, ale znacznie wydłużają poruszanie się, bo przejechanie 60 kilometrów serpentynami trochę trwa. Mieliśmy tylko tydzień i chcieliśmy się zwyczajnie ordynarnie pobyczyć, więc nie zapuszczaliśmy się za daleko. Niemniej jednak zobaczyliśmy to i owo, co w połączeniu z obserwacjami pogody (dziś spadł na Cyprze śnieg, ale do zeszłego tygodnia było 20 stopni) sprawia, że święta 2021 upłyną pod cypryjską banderą.
PÓŁWYSEP AKAMAS – FONTANA AMOROSA I LARA BEACH
To nie miało tak wyglądać. Nie mieliśmy zamiaru robić off-roadu wypożyczoną Kią. Nie chcieliśmy zjeżdżać ani podjeżdżać wąską piaszczystą drogą zawieszoną nad klifem tą samą Kią. Chcieliśmy tylko zobaczyć bajecznie piękną zatoczkę Fontana Amorosa. Wyszło Top Gear w stroju kąpielowym, a zatoczka faktycznie piękna, ale najbardziej z perspektywy łodzi, polecamy właśnie w ten sposób. Są organizowane takie rejsy. Nasza Kia nie była łodzią, bynajmniej.
Druga off-roadowa przygoda, bardzo lajtowa w porównaniu z drogą do Fontana Amorosa, to trasa wiodąca do plaży Lara, rajskiej i odludnej, na której wykluwają się żółwie Caretta-Caretta. Okazało się później, że żółwiki wykluwają się również na plażach pomiędzy Pomos, gdzie mieszkaliśmy, a Polis, ale Lara Beach jest tak cudowna, że warto tam pojechać nie tylko dla żółwi, których oczywiście nie widzieliśmy.
Spędziliśmy na niemal odludnej Lara Beach kilka godzin, zażywając kąpieli morskich i słonecznych. Ciekawostka jest taka, że ekolodzy walczą, żeby zamknąć plażę dla ludzi, ze względu na żółwie. Kiedy my tam byliśmy, ludzi było jak na lekarstwo, jednak pewnie inaczej sytuacja wygląda w szczycie normalnego sezonu, kiedy covid nie zamyka granic, a przy cudnej Lara Beach cumują wycieczkowe statki, nie zważając na maleńkie żółwiki mknące do wody.
Półwysep Akamas to bardzo ciekawe przyrodniczo i widokowo miejsce, dlatego chcąc go zobaczyć warto wypożyczyć auto 4×4. Marcin jest bardzo dobrym kierowcą i poradził sobie naszą Kią, ale to nie było zbyt mądre. Żałowaliśmy, że nie wypożyczyliśmy porządnej terenówki, wtedy moglibyśmy odkryć na półwyspie o wiele więcej dech zapierających w piersiach zakątków.
PISOURI
To nieduża osada wypoczynkowa położona bardzo malowniczo w rozległej dolinie między dwoma pasmami gór. Ten kameralny kurort to idealne wypośrodkowanie dla ludzi, którzy lubią być wśród innych i mieć pod ręką udogodnienia w postaci dobrych restauracji i kilku sklepów, ale nie przepadają za molochami. Jest tu dużo ładnych pensjonatów i hoteli.
CORAL BAY
To niewielka zatoczka z ładną plażą i przeźroczystą błękitną wodą. Jak to zazwyczaj bywa, im ładniejsza i łatwiej dostępna plaża, tym więcej tam ludzi. Tak było i tutaj. Jest tu bar i prysznice, duży parking. Infrastruktura dobra, woda cudna, dobre miejsce dla rodzin z dziećmi, bo długo jest płytko. Nie dla szukających spokoju.
EDRO – wrak statku i restauracja Oniro by the Sea
Niedaleko Coral Bay kilkanaście lat temu rozbił się statek towarowy Edro. Pozostawiony wrak stał się atrakcją turystyczną i dobrym spotem do zdjęć. Droga dojazdowa prowadzi przez bananowe gaje.
Wybrzeże w tym miejscu jest skaliste, pełne wapieni, a woda turkusowa. To dobre miejsce na wędrówki, jednak na pewno nie w sierpniu i wrześniu, kiedy przejście z samochodu do sklepu to już niezły wyczyn. Gdybyśmy planowali podróż na Cypr późną jesienią, zimą lub wczesną wiosną, szukając zakwaterowania brałabym pod uwagę zachodni pas wybrzeża od Lara Bay do Paphos. To dobre miejsce wypadowe do pieszych wycieczek -blisko jest na przykład do wąwozu Avakas i zwiedzania, bo do Paphos jest rzut beretem. A jeszcze bliżej do naszego kulinarnego odkrycia – restauracji ONIRO BY THE SEA, która serwuje wyśmienite dania i drinki. A to wszystko z widokiem na wrak Edro.
OMODOS – wioska w górach
Omodos to kamienna wioska w górach Troodos, śliczna jak pierwsze pozimowe kwiatki w moim ogródku. Jest tu stary klasztor, na dziedziniec którego można sobie normalnie wejść i nawet zapukać mnichowi do pokoju. Wioska słynie z wyrobu koronek, które można nabyć w każdym sklepiku, co i ja zrobiłam, kupując sukienkę z koronką prosto z Wietnamu, bardzo lokalnie. Ale, co najważniejsze i przeczytałam to dopiero teraz, że Omodos to wioska winiarzy! Leży w centrum cypryjskiego winiarstwa, zwłaszcza upraw gatunku winorośli, z którego produkuje się słynne słodkie wino kommandaria. Faktycznie, dojeżdżając do Omodos z północy mijaliśmy wiele winiarni, a przy ryneczku widzieliśmy auto z napisem „wine group therapy” – wszystko składa się w zgrabną całość.
WINNICE VASILIKON I VOUNI PANAYA
Na Cyprze wiedzą, że bez wina nie ma życia. Mogłabym to sobie wytatuować. Jednak zachciało nam się naszej miłości do wina nadać głębszy sens, nauczyć się je pić z głową, rozumiejąc. Dlatego do naszych planów podróży zaczynamy wplatać wizyty na lokalnych winnicach i to jest ekstra!
Cypryjskiego wina nie widziałam na polskich półkach, ale znalazłam polskiego importera w internecie Troodos.pl. Za to w sklepach na Cyprze lokalne wina to 90% asortymentu. Najtańsze wina pochodzą z czterech wielkich spółdzielni winiarskich: Sodap, KEO, LOEL, ETKO. Są całkiem ok. Wina od indywidualnych producentów są nieco droższe.
Spośród szczepów regionalnych najważniejsze są dwa: Mavro (o czarnych gronach, z którego wytwarza się czerwone wino) i Xynisteri (jasne winogrona służące do produkcji wina białego), ponadto: Maratheftiko, Ofthalmo, Lefkada, Malaga.
Odwiedziliśmy dwie rodzinne winiarnie znajdujące się nieopodal naszego hotelu – Vasilikon i Vouni Panaya. Jak oceniamy wina? Smakowały nam, ale jesteśmy raczej słabymi somelierami. Dzielimy wina na wyśmienite, dobre, niedobre i zepsute. Potrafimy rozróżnić podstawowe parametry i porównać wina bezpośrednio w czasie degustacji, ale żeby coś z tego zapamiętać na później – nie ma szans. W dodatku bardzo na odbiór tego, co pijemy i jemy wpływa miejsce. Inaczej ocenimy wino pite bezpośrednio na winnicy, inaczej, gdybyśmy kupili je w sklepie, nie mając żadnego kontekstu. Ta zasada najbardziej sprawdza się w przypadku polskich win, które pite na winnicy bardzo mi smakują, a odkorkowane w domu już mniej.
Vasilikon
Winiarnia Vasilikon z dużą restauracją i wielkim tarasem z oszałamiającym widokiem na okolicę jest położona pośród winnic. Mieliśmy szczęście trafić na zbiory i z kieliszkiem wina obserwowaliśmy z tarasu rozładunek transportu i selekcję owoców.
Wina produkowane w Vasilikonie są zrobione ze szczepów lokalnych – Xinisteri, Lefkada, Morokanela, Maratheftiko, Yiannoudi – i zagranicznych – Cabernet Sauvignon, Syrah.
Obiekt jest nowy, przestronny i na pewno nie nazwałabym go kameralnym. Wszędzie jest dużo przestrzeni i powietrza. Dobrze się tu czułam, szczególnie na tarasie. Warto tu przyjechać na kolację o zachodzie słońca albo na koncert – na facebooku winiarni można znaleźć na bieżąco organizowane eventy.
Vouni Panaya
Vouni Panaya to pięknie położona winnica i winiarnia rodzina, prowadzona przez drugie pokolenie winiarzy, jest pierwszą prywatną winnicą na Cyprze, założoną w 1987 roku. Vouni Panaya, w dosłownym tłumaczeniu “stara góra” to nazwa góry, na zboczach której jest winiarnia i część winnic, których łączny areał to aż 25 ha. Warto podkreślić, że uprawiane są wyłącznie rdzenne odmiany: czerowne – maratheftiko, yiannoudi, ntopio, mavro oraz białe – oraz xynisteri, promara i spourtiko.
Spróbowaliśmy pięciu flagowych win, zagryzając lokalnymi przysmakami w postaci serów, chlebów i past. Mieliśmy szczęście spotkać się i porozmawiać z ojcem całego przedsięwzięcia, Andreasem Kyriakidesem i zjeść pyszne kwiaty cukinii nadziewane ryżem zrobione przez jego żonę. To chyba wtedy nad naszymi głowami zaświeciły się żaróweczki – a gdyby tak zostać winiarzem?…
Po winiarni oprowadzał nas bratanek właściciela, kończący studia enologiczne we Florencji. Nie pojechaliśmy na winnice, ale taka opcja również jest oferowana za dodatkową opłatą.
A jak etykiety? Koza na górze. Ale nie byle koza i nie na byle górze. Wspólny motyw przewodni, nowoczesny dizajn. Bardzo fajnie, że nie żadne chateau, bo to stosunkowa młoda winiarnia, prowadzona przez coraz młodsze pokolenia. Z poszanowaniem tradycji, ale nowocześnie. Taka jest Vouni Panaya.
Zakończenie
Ta nieplanowana wycieczka na Cypr rozbudziła w nas ochotę na więcej – więcej cypryjskiego wina, wędrówek po górach, odkrywania miasteczek, wybrzeża i skomplikowanej historii wyspy. Chcielibyśmy zrozumieć, dlaczego pięćdziesięcioletni kelner, z którym zamieniliśmy kilka zdań definiuje siebie jako Cypryjczyka, ale już jego ojciec jest stuprocentowym Grekiem. Fajnie by było sprawdzić, jak to jest żyć na wyspie, która jest jakby grecka, ale też turecka, trochę angielska, jednak ostatecznie cypryjska.
Cypr wymaga kolejnej wizyty. Yamas!