Więcej o Rumunii przeczytasz we wpisie: http://www.dreamsonwheels.pl/drum-bun-rumunia-26-kwietnia-5-maja-2013/
“Jakbym uciekał przed własnym krajem, jednocześnie poszukując jego wersji hard”
– tym zdaniem reportera Andrzeja Stasiuka można podsumować nasze ciągoty do Rumunii. W tym kraju ciężko oprzeć się wrażeniu, że cofnęliśmy się do Polski sprzed trzydziestu lat, w którą wplątano elementy współczesności.
NASZA TRASA
Na majowy wypad z dziewczynami wybraliśmy Rumunię, bo chcieliśmy, żeby poznały inną rzeczywistość niż zachodnio
i południowoeuropejską. Żeby zobaczyły, że gdzieś na świecie jest jeszcze prawdziwa wieś i krowy na ulicy tuż obok nowoczesnych miast.
Czasem bywa tak brzydko i biednie, że aż bolą oczy – przeważnie na przedmieściach i miasteczkach, o których świat zapomniał. Czasem tak pięknie, że chcesz rozbić obóz – wszędzie tam, gdzie rządzi przyroda. Fajne jest to, że globalizacja i komercjalizacja jeszcze nie zdążyły się tu na dobre rozgościć. Sklepy, ulice, bary, wsie, domy – wszystko ma swój własny charakter, lepszy lub gorszy, ale niepowtarzalny.
ABRUD – Rumunia w pigułce
W czasie drogi pochorowała nam się Madzia, więc z czystego przypadku zatrzymaliśmy się w mieścinie Abrud, na przydomowym kempingu PENSIUNEA DETUNATA, na którym oprócz nas nie było nikogo. Właściciel, mówiący tylko po rumuńsku, oprowadził nas z widoczną dumą po włościach, powiedział: „Kraków, Warszawa” i dał do zrozumienia, że wszystko jest do naszej dyspozycji, łącznie z wodą w kranie na dworze, która jest zdatna do picia, co udowodnił i się jej po prostu napił.
Spędziliśmy tam 2 dni, za dobę zapłaciliśmy 30 zł. Prąd, woda, prysznice, toalety – wszystko było. Plus restauracja na miejscu
z typowym rumuńskim jedzeniem. Bardzo polecam ten kemping.
Do miasteczka Abrud chyba rzadko zajeżdżają turyści, bo w warzywniaku pani sprzedawczyni i jakaś inna kobiecina przy ladzie nie spuszczały z nas zaciekawionego wzroku, kiedy wybieraliśmy warzywa, owoce, wodę i inne produkty. Każdą rzecz sprzedawczyni zapakowała w oddzielną siatkę.
PRZYRODA
Dla mnie Rumunia to przede wszystkim przyroda. Góry, dzikie drogi, polany. Jak ta zatopiona wśród gór polana Glavoi w Parku Narodowym Gór Apuseni, gdzie mogłabym zostać cały tydzień, choćby w namiocie, codziennie chodzić na wędrówki,
a wieczorami siedzieć przy jednym z kiludziesięciu ognisk rozpalanych przez licznych biwakowiczów. Tak, dla przyrody zdecydowanie warto przyjechać do Rumunii.
BIWAKI
Niezmienną cechą rumuńskiego krajobrazu są właśnie biwaki. Rumuni biwakują wszędzie, wystarczy kawałek trawy, a jeśli obok płynie strumyk mamy pełnię szczęścia i brak szans na wolny metr kwadratowy. Rozkładają koce, otwierają bagażniki aut służące w tej konkretnej sytuacji za stoły, klecą prowizoryczne grille na kamieniach. Stawiają krzesła w nurt strumyka i chłodzą nogi, zadzierając bluzki.
WSI
Przed każdym domem koniecznie ławeczka, a na ławeczce siedzi babeczka. Albo dziaduszek. Albo nastolatka. Albo mama
z dzieckiem. Ale przeważnie jednak przed domami siedzą babuszki, w kwiaciastych chustach, po dwie albo trzy. Często sprzedają przydomowe plony, przetwory i rękodzieło, na przykład piękne haftowane bluzki albo tkane bieżniki.
Tak jest we wsiach, przez które prowadzą główne drogi. W tych na uboczu też są ławeczki, ale domy jakby biedniejsze, a na podwórkach większy bałagan.
Zdarzają się też wsi cygańskie, po brzegi wypełnione niewykończonymi cygańskimi pałacami w jaskrawych kolorach, z każdym rodzajem zdobień, jakie sobie można wyobrazić.
Oraz wsi-skanseny, jak wieś Rimetea, absolutna perełka, przepiękne miejsce, które podobnie jak polana Glavoi może posłużyć jako baza wypadowa do górskich wędrówek. Albo lotów paralotnią, co kto lubi.
JASKINIE
Właściciel kempingu Turul, położonego u stóp gór Apuseni we wsi Remeta powiedział nam, że region słynie z ogromnej ilości jaskiń. Nie jesteśmy entuzjastami ciemnych i zamkniętych przestrzeni, jednak za jego namową pojechaliśmy zobaczyć Jaskinię Meziad nieopodal wsi Remetea.
Zwiedzających wita sympatyczny jelonek, niegroźnie bodzący wszystkich swoimi ledwo widocznymi różkami. Odprowadza nas do samego wejścia jaskini, która mogłaby być pierwowzorem Tolkienowskiej samotnej Góry, tak jest wielka i imponująca.
DROGI
Bywają lepsze, ale przeważają gorsze. Widać, że się buduje, to z pewnością. Dzieje się to jednak wolno, niewiele zmieniło się pod tym względem od naszej ostatni wizyty w Rumunii, 4 lata temu. Dość powiedzieć, że wróciliśmy z naderwanym nadkolem.
HAJDUSZOBOSZLO – WĘGRY
Wracając do Polski zatrzymaliśmy się na osławionym kąpielisku Hajduszoboszlo. Sezon jeszcze się nie zaczął, dzięki czemu mogliśmy cieszyć się przestrzenią w nieckach ze złocisto-brunatną wodą. O tej porze roku jest tam naprawdę całkiem przyjemnie.
Oprócz basenów termalnych, na terenie kąpieliska znajduje się basen kryty, aquapark, kemping, spora przestrzeń do spacerów
i plażowania. W sezonie uruchamiana jest sztuczna fala i kilka innych zewnętrznych basenów ze zjeżdżalniami. Tuż przy kempingu biegnie ścieżka rowerowa, którą można dojechać do centrum z restauracjami i sklepikami.
PODSUMOWANIE
Pewnie niebawem do Rumunii też przyjdzie tzw. „Europa” i będzie tu mniej więcej tak jak na „zachodzie”. Drogi będą lepsze, bieda mniejsza, a w sklepach mniej regionalnych produktów. Póki co jednak, w Rumunii jest po rumuńsku
i dlatego warto odwiedzić ten kraj.
w jakim miesiącu była wasza wyprawa. ? Wyruszamy 6 kwietnia w te same rejony. Zastanawiamy sieczy w rejonach apuseni nie będzie zlych warunkow pogodowych czyli sniegu 🙂
Hej, to był długi weekend majowy. Kilka lat wcześniej byliśmy w podobnym czasie to trasa Transfogaraska była nieprzejezdna w wyższych rejonach ze względu na śnieg właśnie.
Bardzo ciekawy tekst, warto go udostępniać.
Dzięki!